The Ghost Love: Four.


Pytania Do Postaci




                                                                                                                                                        

Pod drzwiami stała...
Eleanor.

***
-Mały dziewięcioletni chłopiec różniący się od rówieśników. Mówili, że to przejściowe, bo jakby inaczej? Zawsze miał w sobie coś dziwnego, co odpychało innych. Ludzie są tacy uprzedzeni, na każdym kroku by tylko oceniali i wytykali napotkanym ludziom ich wady, nie widząc swoich własnych. Czym sobie zawinił, by ludzie rozpowiadali na lewo i prawo pochopne wnioski? Niczym. Był po prostu dzieckiem a był uważany za jakiegoś dziwaka. Jedna-jedyna osoba która nie zważała na to co mówią inni, była.. siedmioletnia dziewczynka z długimi ciemnobrązowymi włosami. Nie słuchała tych wszystkim bzdur, może dlatego, że wtedy ich jeszcze nie rozumiała.

- Cześć.

Zwykłe powitanie, które zmieniło życia ich obojga. Zaczęli dorastać razem. Taka przyjaźń od piaskownicy. Nie przeszkadzało jej to, że chłopak o dziwnych upodobaniach, ubiorze może zniszczyć jej reputację. Nigdy tak  by nie pomyślała. Do czasu... Byli jak brat z siostrą, wszystko przepadło gdy niebieskooki ubzdurał sobie, że może kochać swoją przyjaciółkę. Nie chciał być inny, nie chciał odstawać od reszty. Chciał móc cieszyć się obecnością drugiej osoby, o przeciwnej płci. Chociaż nawet nie dawało mu to żadnej przyjemności tylko palące uczucie, od którego chciał uciec. Zapytał ją któregoś zimowego dnia o chodzenie. Tak jak zaplanował - zabrał ją do ich ulubionego miejsca. Domek na drzewie. Tata Lou, był tak zafascynowany iż jego pierworodny znalazł sobie kogoś bliskiego, że postanowił zrobić im swoje własne ustronne miejsce i tam się zaczęło..

Potajemne nocne schadzki, pierwszy pocałunek, pierwszy raz.. Louis nie do końca był przekonany czy warto, czy na pewno tego chce ale jeżeli w wieku 17 lat zdecydował się na związek z Eleanor i to nie taki na dwa dni. Chciał by to trwało dłuuugo.. ale czy aby na pewno? Wciąż gdy przechodzili przez park i widział jakiegoś niczego sobie chłopaka, przyglądał mu się dłuższy czas a w momencie, w którym dochodziło do intymności z dziewczyną... Tak po prosto wyobrażał sobie dotyk drugiego chłopaka, jakby to było jedyne wyjście przed ucieczką. Nie lubił jej dotyku, czasami brzydził się tego wszystkiego. Był zły na siebie, że daje się tak wykorzystywać. Po czym sam zdawał sobie sprawę z tego, że nie robi najlepiej wykorzystując Eleanor. Bał się konfrontacji z sobą samym. Bał się prawdy którą kryje. Bał się pierwszego razu, bał się wszystkiego dookoła. Każdy jego ruch, a gdyby się nagle potknął? I to całe udawanie by go zabiło? Tyle razy przyłapał się na erotycznych fantazjach ze swoim przyjacielem w roli głównej, za każdym razem powtarzając energiczne ruchy dłoni. Tyle razy pragnął by to on leżał pod nim i całował jego nagą skórę, która aż prosiła się o chociaż jedno-jedyne muśnięcie jego pełnych warg.

Coraz mniej przejmował się opinią ludzi dookoła, naprawdę. Nawet gdy przyłapywał się na zagryzaniu warg, wbijając wzrok w tyłek przechodzącego obok faceta. Nie robiło mu to różnicy. Miewał też myśli.. myśli o ucieczce, daleko od Doncaster. Chciał być tam gdzie go zaakceptują. Nie tam gdzie Eleanor wciąż chce być przez niego całowana, dotykana. Pieszczona. Co z tego, że dziewczyna odczuwała przy tym niezmierną przyjemność? Skoro to dla niego była jedna z najgorszych kar pod słońcem? Powinien być szczery sam ze sobą, tak? Tak też się stało. Zdał sobie sprawę  tym, że woli... woli chłopców. Lubi ich szerokie ramiona, płaską klatkę piersiową. Duże dłonie. Kanciastą szczękę. Widoczne rysy na twarzy. Oddałby wiele by mógł zamienić swoją dziewczynę na drobnego chłopaka, który da mu to uczucie bezpieczeństwa. Kiedy już pogodził się z tą myślą, musiał być pewien swojej orientacji, tak? 

Tak bardzo chciał być pewien i chciał być szczery ze wszystkimi dookoła. Powiedział Zayn'owi i to on był jego pierwszym. To on jako pierwszy wpił się w wargi Louis'ego. Od dawna skrywał swoje ja przed światem i Lou chciał się postawić światu a Zayn mu pomógł. Razem stawili czoła. Wtedy Louis postanowił przyznać się Eleanor, z nią musiał być szczery. Zasługiwała na prawdę najbardziej i zbyt dobrze jej nie przyjęła. Uznała to za głupią wymówkę by się jej pozbyć, nie chciała dać za wygraną. Louis dla niej, był jej własnością, mimo iż Louis nadal ją kocha i kochać będzie, ma do niej wielki żal. Przykro mu również, że od niej uciekł tak bez słowa. I od rodziny. To nie znaczy, że za wszelką cenę musi mieć go przy sobie. Ich cała znajomość jest tak pojebana jak ta historia. -

***

Dan i Liaś nie wrócili jeszcze do domu. Mają za daleko.. Więc niby skąd miała się dowiedzieć? Danielle by mi tego nie zrobiła obiecała.. a może chciała dać mi nauczkę? W to wątpię. Nauczką jest to, że widzę ją tak przemęczoną tym co w sumie musiała ukrywać. Nie musiała lecz chciała.. Wiem, że miała rację. Eleanor nie jest taka głupia i jest w stanie zrobić wszystko bym z nią był. Co mam zrobić by dała mi spokój? Mimo wszystko zależy mi na niej, zawsze będę ją w jakiś sposób kochał ale nie w ten odpowiedni..

- Co.. co Ty tu robisz? - spytałem kręcąc kluczami wokół palców.
- To ja powinnam spytać Cię o to samo. - prychnęła. Czy ona musi być zawsze taka oczywista?
- Nie powinno Cię to obchodzić. - wyminąłem ją i wsunąłem odpowiedni klucz do zamka.
- A właśnie, że powinno. Jak to możliwe, że mój chłopak od tak mnie zostawia?
- El.. zerwaliśmy. - zrezygnowany potarłem skronie.
- Nie przypominam sobie. W każdym bądź razie kochanie.. - już nie miałem szansy by uciec do mieszkania, bo dziewczyna z tym swoim szerokim uśmiechem na twarzy zarzuciła ręce wokół moich ramion. - Musimy porozmawiać o naszej przyszłości..

Naprawdę nie miałem wyjścia, chcąc czy nie chcąc wszedłem do mieszkania z Eleanor, która wciąż była wtulona w moje ciało. Była jak taki rzep, który z łatwością przywiązuje się do psiego ogona ale z pozbyciem się go jest o wiele więcej problemu i chociaż nie masz pewności co do tego, że nie wróci.. żyjesz z nadzieją, że jednak masz spokój. Tylko czy Eleanor w końcu zrozumie, że z takim jej podejściem ucieknę i stąd?

- Więc? Jaka przyszłość.. - ponownie potarłem skronie, po tym jak wreszcie udało mi się wydostać z jej miażdżącego uścisku i zamknąłem drzwi.
- No nasza. - odpowiedziała, zadowolona z tego co chce mi powiedzieć. Jedna rzecz mnie zastanawiała, czy ta informacja ucieszy mnie równie mocno co ją? Czy jednak zniszczy wszystko co poukładałem przez ten tydzień? Szczerze to ja nawet nie chcę wiedzieć, chciałbym żeby zniknęła, żeby to był tylko sen i obudzę się za moment. Pragnę tego, lecz do cholery to nie jest sen i nie pozbędę się jej od tak.
- Wytłu.. - i zanim zdążyłem dokończyć, zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć. Przed nosem machnęła mi testem ciążowym. Ciążowym? Co? Chwyciłem jej rękę w nadgarstku i przytrzymałem w taki sposób bym mógł się upewnić. No to Louis masz przejebane, mruknąłem pod nosem. I co teraz? Już nie mogłem na nią patrzeć, to co się stało zszokowało mnie zbyt mocno. Odwróciłem się na pięcie i zostawiłem ją w przejściu a sam znalazłem się w swojej sypialni. Ten jej kpiący ze mnie uśmiech, przy chowaniu testu z powrotem do torebki, uświadomił mnie w jednym. Eleanor wracać będzie, będzie ze mną i już nie mogę uciec. Muszę wziąć odpowiedzialność za swoją głupotę. Bo jak inaczej nazwać wpadkę?

Ciche stukanie obcasów w przejściu, które ucichło przy moim łóżku. Stała tak zadowolona z siebie.. a ja? Ja  nie jestem z siebie dumny, żal mi samego siebie. Test był pozytywny..

*

Ciemne pomieszczenie. Niewyraźna postać, które szepcze coś niezrozumiałego dla Louis'ego. Chciał podejść, dotknąć zjawę ale stał w miejscu. Łóżko. Nagle wszystko się rozświetliło, była to jego sypialnia i śpiąca w niej Eleanor. Nawet w śnie nie potrafił cieszyć się z jej obecności.

Zsuwająca się pościel z ciała brunetki. Zjawa o burzy znajomych loków, zielone przeszywające na wskroś tęczówki i ten szeroki, śnieżnobiały uśmiech. Znał go.. skąd? Czemu dzisiaj wszyscy muszą być tacy z siebie zadowoleni, gdzie Lou nie jest wcale do śmiechu? Świat mu się na głowę zawalił a chłopak, który sprawił, że  bokserki stawały się ciaśniejsze, łapie El za nogę i wyciąga z łóżka. Tak po prostu. KRZYK. Głośny krzyk brunetki rozbrzmiał w czaszce Lou, normalny człowiek by się obudził lecz coś, a raczej ktoś nie pozwalał mu się obudzić.

- Zostaw ją! - krzyczał ile tchu w płucach.

- Jesteś mój.

Chrypka w głosie chłopaka o zielonym spojrzeniu, wcale nie pomagała jego przyjacielowi. Wciąż nie mógł się ruszyć a ciało krzyczącej Eleanor było ciągnięte przez korytarz klatki schodowej. Nie zatrzymywał się, krzyki i piski nie ustawały. Nie mógł nawet się odezwać, już nie.. Chciał to jakoś powstrzymać lecz ona nadal była w jego żelaznym uścisku, nie mogła się wyrwać.

- Kochasz ?

Znów ten głos, a odpowiedzi brak.

- Tak ale..

- Nie ma ale, kochasz czy nie?

- Nie.. ja nie wiem.

Odpowiadał tak jakby bał się konsekwencji wypowiedzianych słów. Bał się gniewu Eleanor ale to sen, tak? Mógł wszystko. Wszystko. Wydobył z siebie odwagę.

- Nie, nie kocham jej.

Chłopak z burzą loków zatrzymał się puścił brunetkę przy samych schodach. Nie spadła, leżała zapłakana. A on uświadomił sobie, że jej nie kocha. Proste.

- Kiedyś pokochasz mnie..

I niknął mu sprzed oczu.
*


- Harry! - obudziłem się z krzykiem. Znam go, kurwa znam. To on.. i ten ból. I to wszystko. A Eleanor? To wszystko jest chore. Poczułem jak po drugiej stronie łóżka przewraca się El.
- Jaki Harry?
- Przyśnił mi się Harry Potter i nie chciał wyczarować mi marchewki.. potem zniknął. - wybełkotałem głupie wytłumaczenie, które ona z łatwością łyknęła. Jest taka przewidywalna lecz niemożliwa.. - Idź spać.. - podciągnąłem kołdrę pod sam nos. Znów mam ochotę uciec od tego wszystkiego..






ASDFGHJKLKJHGFDSFGHJKLSFHUDSGFJFKLHF

The Ghost Love: Three.

Chcesz się dowiedzieć jaki udział w tej historii bierze Nick? Lub Olly? A może chcesz wiedzieć dlaczego Lou opuścił Doncaster? Może jednak jakie zamiary ma Harold? I co dalej z Zayn'em i Niall'em? Albo co planuje Eleanor? Zapraszam na Character Ask. (Pytania do postaci.)

  
                                                                                                                                                         


*Louis*

'Moja głowa.' Tylko tyle udało mi się wymamrotać przy podnoszeniu się z łóżka. W tym momencie przestało być w jakimkolwiek stopniu wygodne. Strasznie wpijało się w każdą obolałą część ciała. Zaraz, zaraz.. Usiadłem i od razu rozpoznałem ból rozrywających się pośladków. Zrezygnowany pokręciłem głową. Jak to jest możliwe? Nie pamiętam nic a nic z poprzedniej nocy. Wiem, że byłem z chłopakami w barze.. Pamiętam jak tam wchodziłem, siedziałem. Spóźniłem się. Film mi się urwał. Nosz kurwa. Jestem niemożliwy. Może po pijaku zaprosiłem kogoś na noc pełną wrażeń, o której sam nie mam zielonego pojęcia. Chociaż może pamiętałbym jakiś drobny szczegół a tu pustka. Kilka cichych sygnałów rozbrzmiało gdzieś w głębi nocnej szafki. Sięgnąłem do niej po urządzenie, odblokowując przy tym ekran i przyjrzałem się nadawcy. Zayn. Co go wzięło żeby o pisać... o 12? Myślałem, że jest później. Nieważne. Mruknąłem sam do siebie i wszedłem w wiadomości:

From: Zaynster
Żyjesz??

Szybko wystukałem odpowiedz i odrzuciłem telefon z powrotem w głąb szufladki. Robi się coraz dziwniej..


*ZAYN*

From: Boobear
Kac morderca i nie tylko...

Odczytałem wiadomość i nawet nie chciałem wnikać co takiego się wydarzyło. Wsunęłam telefon z powrotem pod poduszkę i wtuliłem się wciąż śpiącego blondynka.  Roztargane włosy wspaniale kontrastowały się z jego jasną cerą. Błyszczące niebieskie tęczówki zasłonięte powiekami. Anioł w ludzkim ciele. Naprawdę nie wyobrażam sobie siebie, w tej chwili bez niego u boku. Zrobiłem tyle złego, nie raz go skrzywdziłem lecz on nadal jest przy mnie. Fakt który niezmiernie cieszy.. ale gdyby nie ja. Westchnąłem z trudem powstrzymując łzy które coraz bardziej cisnęły się do oczu.

Gdyby nie ja... zacząłem wodzić dłonią wzdłuż jego klatki piersiowej i opuszkami palców stanąłem przy ręce chłopaka. Nadgarstek. Ująłem jego dłoń w swoją i powoli, delikatnie przyciągnąłem w swoją stronę po czym musnąłem wargami skrawek skóry pełnej blizn. Blizn które będą mi ciągle przypominać, że byłem zwykłym bezdusznym potworem. Nie mogę się tłumaczyć, że było to z miłości i przed obawą tego kim bałem się być. Popełniłem cholernie wiele błędów ale jakie ma to teraz znaczenie jeżeli cały mój świat jest ze mną? Śpi w moich ramionach. Kruche ciało. Roześmiana gaduła. Piękno które kryje w sobie jest niesamowite. Ta jego pogoda ducha i ciepło bijące na kilometr. Ponownie musnąłem nagą skórę chłopaka.

- Śpioszku. - cichy szept wydostał się spomiędzy moich ust, którymi tym razem musnąłem nagie ramie niebieskookiego. - Czas wstawać.
- Ale ja nie chcę. - ten jego zaspany głos brzmiał tak seksownie.. Zayn, powinieneś się chociaż odrobinę opanować. Odrobinę, przecież nikt nie powiedział, że mam trzymać ręce przy sobie. Mimowolnie.. nie to nie jest dobre porównanie. Wręcz specjalnie puściłem jego rękę a swoją zjechał powoli w dół. Miałem ochotę się z nim podroczyć i nacieszyć wolnym dniem. Już i tak to robię. Zahaczyłem palcami o gumkę jego bokserek. Lubię ten stan gdy śpi tylko w nich, szczególnie gdy już ich na sobie nie ma. Najwidoczniej mu się spodobało.. Nie mruczy w ten sposób bez powodu. Zawsze mu się podoba gdy to robię.

Raz po raz wsuwałem koniuszki palców do środka i wyciągałem. Niezadowolenie które ukazało się na jego twarzy było w sumie przekomiczne. A jakże stanowcze ruchy, bo sam wciągnął moją dłoń pomiędzy ciasny materiał. Czyli przekomarzań nigdy dość. Sunąłem dłonią po całej długości jego przyjaciela. Ten usatysfakcjonowany uśmieszek na jego ustach, dodał mi tyle pewności siebie, że ponowiłem swój ruch o wiele pewniej i ścisnąłem juniora. - Ugh.. - mruknął. Kolejny fakt na to iż jestem w tym wspaniały. I nie tylko w tym. Poluźniłem uścisk na juniorze i spojrzałem na zaspaną buźkę blondynka. Bez zastanowienia gwałtownie wpiłem się w jego zaróżowione wargi od razu wsuwając język pomiędzy nie. Jego nierówny oddech sprawiał, że robiło mi się gorąco, zaś materiał moich bokserek stawał się coraz ciaśniejszy. Tylko delikatnie przyśpieszony oddech a mi staje. Nieźle Horan. Nasze języki zaczęły swobodną walkę o dominację.

Nialler nie lubił dawać za wygraną, musiałem zabrać się za robienie mu dobrze. W końcu mogłem nie zaczynać jego wręcz ulubionej zabawy. Przekomarzanie się z Horanem to jak zabieranie ulubionego pluszaka małej dziewczynce. Widzisz ten szeroki uśmiech gdy ma go w ramionach a potem ta przezabawna złość z powodu zabrania jej tej przyjemności w postaci przytulania się do pluszaka.

- Zayn.
- Tak?
- Nie baw się.

Mam się nie bawić? Ale czemu? Jednym szybkim ruchem zsunąłem materiał opijający się na kroczu ukochanego po czym ten który również stał się o wiele za ciasny dla mojego przyjaciela. Zwinnie ułożyłem blondynka w swoją najwygodniejszą pozycję i sięgnąłem pod łóżko. Może nie jest to zbytnio dobra kryjówka lubrykantu ale za to zawsze wiem gdzie go mam.

- Chcesz mnie poczuć?
- Mhm. - wyjęczał i posłusznie się wypiął.
- Nie słyszałem.. - machnąłem żelem przed oczyma chłopaka i czule sunąłem koniuszkiem języka wzdłuż kręgosłupa Irlandczyka.
- TAK! Chcę byś mnie rżnął!
- Grzeczny chłopak.

Czułe pocałunki które składałem na ciele jęczącego i nieźle już napalonego Niall'a, rozluźniały go do tego stopnia, że postanowiłem otworzyć buteleczkę żelu. Nabrałem odrobinę na palca wskazującego po czym delikatnie i powoli rozprowadziłem po dziurce grzecznego a może niegrzecznego niebieskookiego? Bez ostrzeżenia i to gwałtownie wszedłem obydwoma palcami w odbyt blondyna. Zaciskające się mięśnie wokół moich palców dały mi do zrozumienia, że wciąż się spina. Chciałem mu kolejny raz wynagrodzić jego dobroduszność i miłość jaką mnie darzy tylko tym razem odrobinę brutalniej niż normalnie. Ustami przejechałem po jego ulubionym miejscu do całowania. Całuśne miejsce. Czemu je tak nazwał? Nie mam pojęcia lecz to jest tak cholernie urocze, że zacząłem czuć jak ciśnienie pomiędzy nogami rośnie. Bez większych namysłów ruszyłem palcami starając się sprawić mu jak najmniej bólu.. więcej przyjemności.

- Nie skrzywdzę Cię. Już nigdy więcej.

Pocałowałem jego całuśne miejsce i wróciłem do poruszania palcami w różne strony aż wreszcie trafiłem w jego czuły punkt. Ponowiłem ruchy. Teraz mogłem poczuć jak się rozluźnia uścisk wokół palców. Żaden z nas już nie chciał dłużej czekać na mój kolejny ruch. Podobało mi się to, że był taki uległy na mój dotyk. Kochałem to jak... uścisk się ponowił tym razem wokół mojego członka.

- Kocham Cię.




*Louis*

- To ja pójdę coś zamówić. - wstałem i przecisnąłem się przez chłopaków po czym stanąłem przy stoliku. Poczułem się jak kelner. - Chcecie coś? Piwo, drink, whiskey? - zacząłem wymieniać różne trunki. Obiecałem sobie, że dzisiaj ograniczę alkohol i dałem się wrobić w chłopca na posyłki.
- Ja piwo. - podniósł rękę Zayn i zabrał się za kończenie drinka.
- Ja cola.. - wiecznie grzeczny Payne.
- Mi też piwo. - odezwał się Nialler. Ciągle chodzi jakiś zamyślony. I te nieśmiałe, pełne pożądania spojrzenia w kierunku Mulata. Znaczą, że dzisiaj przeżyli niezłe ruchanie. Zapamiętałem zamówienia i leniwym krokiem ruszyłem do baru. Siedzieliśmy gdzieś na uboczu, by móc się w spokoju sobą nacieszyć. Nie ma to jak męskie spotkanie po pracy. Pracy której nie mam. Chyba będę zmuszony siąść z gazetą i przejrzeć oferty. Inaczej wyląduję na zbitym pysku, bo Zayn nie może mi nieustannie pomagać. Finansowo.. Prawdę mówiąc jestem beznadziejny. Jestem ciekaw, co mógłbym robić. Podszedłem do baru i całkiem znudzony usiadłem na wysokim krześle przy ladzie. Skąd nagle zebrało się mnóstwo ludzi żeby coś zamówić?

Zapach nikotyny wraz z odorem alkoholu obił się o moje nozdrza i gdzieś w tłumie ujrzałem loki... Skądś je kojarzę ale skąd? Uhm. Drobne ciało. Kobiece ciało wtuliło się w moje plecy. Tylko jedna osoba się ze mną w ten sposób wita.

- Dani! - odwróciłem się w jej stronę i z entuzjazmem przytuliłem przyjaciółkę.
- Lou. Stęskniłam się. - powiedziała na bezdechu. Była czymś całkowicie zaniepokojona. Jak ja Cię dobrze znam. Po tym jak odgarnęła wyjątkowo wyprostowane włosy, za ucho.. już wiedziałem, że czymś się zadręcza. - Dan.. Co się stało? Bez powodu byś nie przyszła na męski wieczór, do baru. - powiedziałem i podejrzliwe zmarszczyłem brwi. - Nie daję sobie rady, Boo. - nic nie przychodziło mi do głowy, przecież to zaradna dziewczyna. Zawsze z każdej sytuacji potrafiła wyjść na prostą. Tylko nie to, gdy usłyszałem to idiotyczne przezwisko, wzdrygnąłem się. - Zabiję Malika. - wymamrotałem. - Co się stało?

- El.. Eleanor jest u mnie. - bez powodu nie wyszeptałaby tego imienia.
- I? Jaki jest w tym mój interes? - teraz to naprawdę zacząłem strugać idiotę. Machnąłem dłonią i co chwilę zerkając na Danielle, zamówiłem piwa i colę. Dla siebie wziąłem lekkiego drinka. Po Eleanor mogę spodziewać się wszystkiego. - Posłuchaj.. - zaczęła. - Ona nie jest taka głupia, nie mogę jej ciągle okłamywać, że nie wiem gdzie jesteś. BO - powiedziała z przesadnym naciskiem na 'bo'. - stoję tu obok Ciebie a ona myśli, że poszłam do sklepu! Um, może się nie domyśli. - burknęła.

Przeze mnie naraża się na stratę jednej z przyjaciółek. Tą ją zdecydowanie męczy. Tylko na nią spojrzeć. Podkrążone oczy, właśnie zaczęła masować się po skroniach. Przez moją głupotę ta drobna osóbka się męczy. Za brak odwagi się obrywa, tak? No to wystarczająco się nacierpiałem. Liam mi nie wybaczy jeżeli ją to psychicznie wykończy. - Danielle, przepraszam Cię.
- Lou, przestań mnie w końcu przepraszać. Sama się na to zgodziłam. Wkręcę jej coś.. że pojechałeś do Francji bo ostatnio Liam został poinformowany ale to będzie ostatnie kłamstwo. Zrozumiano? - pogroziła mi palcem. Ciepłą milutka Peazer potrafi być równie groźna. - Dobrze, dobrze. - uniosłem ręce w geście poddania się. - Powiedz mi.. jak się ma? Co z nią? - spytałem cicho. Musiałem wydusić z siebie te słowa. Zostawiłem ją bez jakiegokolwiek wyjaśnienia, jednak ona jako pierwsza dowiedziała się o moim 'gejostwie'. Odwróciłem się w stronę barmana i odebrałem zamówienia z nadzieją, że nie usłyszała. Lou, to jest Danielle ona widzi i słyszy wszystko. Nic jej nigdy nie umknie. Pogódź się z tym.

- Nie mogę Ci powiedzieć.. ale ciężko jej. Kiedyś będziesz musiał stanąć z nią twarzą w twarz i zmierzyć się ze swoim strachem przed.. kurwa. - wybełkotała gdy Liam zawiesił się na jej ramionach. Wygadana dziewczyna nigdy nie przeklina. Nie powinna. Nasz Liaś na nią działa.. chciałbym powiedzieć kojąco ale to nie jest to. Irytująco. Dobra, znów pudło. Ja tak działam. Boże! Ja irytuję ludzi! - Już myślałem, że nie doczekamy się naszych napojów! - objął ostrożnie drobną Dan w talii. - Była kolejka i musiałam porozmawiać z tym bałwanem. - machnęła ręką w moją stronę. Udajmy, że tego nie usłyszałem, że tego nie powiedziała. Mogłem się tylko modlić by się nie naburmuszyć.
- O czym takim? - zagadnął Liaś.
- Eleanor jest u nas.
- Jak to? Co? - wybałuszył oczy. Wyglądał naprawdę na zaskoczonego. El jest nieprzewidywalna. - I zostawiłaś ją samą w domu? - dodał.
- Na chwilę. - spojrzał na nią tym tęsknym i pełnym miłości wzrokiem. - Skarbie, jak wrócę to z nią porozmawiam. Nie denerwuj się, w tym stanie nie powinnaś.

...

W jakim zaś stanie? Co ma znaczyć te delikatne i tajemnicze uśmieszki? Nie jestem aż tak wielkim bałwanem żeby się nie domyślić. Już rozumiem dlaczego Liam tak bardzo o nią dba. Widok tak zakochanej pary jak oni i Zayna wraz z Niallerem sprawia, że warto żyć. Ciekawe czy mi się kiedyś ułoży w takim stopniu, że ludziom będzie to dawało szczęście i radość życia.

- Mamy piwoooooooooooooooooo.. - wykrzyczał Liam, tanecznym krokiem podchodząc do stolika. Rumieńce z policzków Niallera nadal nie zeszły, czyżby coś się wydarzyło pod naszą nieobecność? Dumny z siebie Malik złapał czule kolano kochana i do drugiej dłoni piwo upijając kilka sporych łyków.
- My z Dan będziemy wracać. Pora iść spać.. prawda? - Mulatka skinęła posłusznie głową. Patrzyła się na mnie takim strasznym wzrokiem. Ostatnio tylko wszystkim podpadam. Mógłbym wreszcie zrobić coś dla nich i podziękować za to jak mi pomagają i starają się kryć mój tyłek. Wyszeptałem nieme 'dziękuję'. Na co ponownie skinęła głową, tym razem z ciepłym uśmiechem w moim kierunku.
- To i ja będę wracał. - powiedziałem jakby sam do siebie. - Aa! Malik..
- Hm? - uniósł głowę.
- Zabiję Cię kiedyś.
- Też Cię kocham, BOO
- Dobrze wiesz za co.
- BooBoooooooBear! - jak małe dziecko. Naprawdę, zaczął skakać tyłkiem na kanapie na której akurat siedzieli. - Zostajemy, tak Zayn? - znaczące spojrzenie. Już się zmywam. Nie chcę być świadkiem jak będą sobie robić dobrze pod stolikiem. Nie raz doświadczyłem tego widoku, wyszedłbym tym razem za jakiegoś pozbawionego seksu zboczeńca.. Może nim jestem?
- Trzymajcie się. - powiedzieliśmy równo z Lanielle i ruszyliśmy w stronę wyjścia. Po czym każdy poszedł w swoją stronę. Pożegnałem się czułym uściskiem z Dan. Szepcząc cicho i znacząco, że wiem...

...

Kamienica jak kamienica. Stara. Zapyziała dziura. Cegła na cegle. Wszystko zbudowane czyimiś rękoma. Czy to nie dziwne, że sikając pod własnym budynkiem myślę o tym jak i kto go zbudował? Zasunąłem rozporek. Przez wypicie kilku dorodnych szklanek coli i dziwnych drinków oraz dwóch piw.. zachciało mi się sikać. Normalne. Mam słaby pęcherz a co. Poprawiłem wszystko co miałem na sobie. Rękawy podwinąłem i znalazłem wreszcie klucze od domu. Ciekawe.. jak to byli tacy zawodowcy to czemu ta ruina się wali? Przecież jest to tak na odwal poskładane, żeby menele i ćpuni mieli gdzie mieszkać? Taki margines społeczeństwa czy coś? Przejechałem dłonią po marmurowej ścianie, wchodząc po schodach na górę. To co zobaczyłem nie było.. miłym zaskoczeniem. Pod drzwiami...





HJDGSFUDSJGKIJDFHOGFIGFDSASDFGYIUO

Diall: Back in time.

Tytuł: Back in time.
Paring: Diall. ( Daria+Niall)
Stron: 6/7
Autorka: Jejciu. Napisałam to, na życzenie mojej kochanej @Darija_S, bo mnie prosiła. Wiem jak bardzo kocha Niallera, więc nie miałabym serca gdybym odmówiła! Oni by tak do siebie pasowali! Umieram... Zapraszam do czytania...... Kocham Cię Dario! <3
@mommystylinson



 Zapraszam na wspaniałą historię miłosną! Gdzie Pola i Niall tworzą idealną parę.

PRZYPOMINAM O CHARACTER ASK! 

~*~


Moje życie zawsze było idealnie poukładane. Zapięte na ostatni guzik. Zawsze wiedziałam, kiedy co zrobić i powiedzieć, żeby inni byli szczęśliwi. Ja sama też czułam tą radość i to dawało mi energii. Lecz.... nigdy nie przypuszczałam, że pokocham bandę idiotów. Mając 20 lat, szalałam za jednym zespołem. Brytyjsko-Irlandzkim. A wiecie, kto zawładnął większość mych myśli? Ten zawsze uśmiechnięty farbowany blondynek.



Beztroski 19 latek. 

Jego błyszczące niebieskie oczy.

Jak ocean.

Szeroki uśmiech.

Jakby miał w ustach banana i nie mógł go wyciągnąć. On nigdy nie rozstaje się ze swoim uśmiechem. Ile bym dała by się z nim poznać. Spotkać. Dotknąć. Mogłam tylko śnić i marzyć, o tym by go któregoś pięknego dnia CHOCIAŻ zobaczyć. Myślę, że to by mi wystarczyło. Nie wyobrażam sobie siebie, gdybym miała go przytulić ten jedyny raz i usłyszeć swoje imię z jego ust. Rozłąka byłaby tak cholernie bolesna, chociażby byłoby to jedno-jedyne spotkanie w życiu. Zapamiętałabym je do końca życia i żyła tym. Pamiętałabym nawet najdrobniejszy szczegół. Jak pachniał, jak ułożone były jego włosy. Co miał na sobie. I to jak błyszczały jego wspaniałe oczy. Wspominałabym to każdego dnia...




Ale nie muszę. Mam go przy sobie. Jest mój. Bo mogę tak mówić, prawda? Jest jedyną osobą która trzyma mnie przy życiu. Bez niego to wszystko nie miałoby sensu bytu. Jednego jestem pewna, że już tak zostanie. I, że go kocham, a on mnie. 

...


Światła były skierowane na nas. Wszyscy dookoła patrzyli  z tak wielką fascynacją, że nie potrafiłam tego pojąć. Jakieś ciche szepty i różne chichoty rozchodziły się po studiu, a ja wciąż kurczowo ściskałam dłoń blondynka z nerwów.

- Może opowiesz nam o tym co czułaś tego dnia, po przylocie do Londynu. - pierwsze pytanie, wydobywające się z ust Ellen, w mgnieniu oka odciągnęły mnie od rozmyśleń.


- Gdy po raz pierwszy go zobaczyłam? To jakby dać dziecku jego ulubioną zabawkę i patrzyć, jak błyszczą jego oczy od nadmiaru szczęścia, które nie powinno się kończyć. Sam widok rozrywał klatkę piersiową na tysiące kawałeczków. - szybko odpowiedziałam i dam sobie uciąć rękę, że oczy aż mi samej błyszczały z podekscytowania. Czułam się w tym momencie spełniona i wtedy poczułam ciepłe palce splatające się z moimi. 


- Niemożliwe! - oburzył się Niall. - Ponieważ ja się wtedy tak czułem! Wyjęłaś mi to z ust.. - wymamrotał. I ta jego złość polegała na tym iż powiedziałam, to co on sam chciałby powiedzieć? 

- Sam jesteś niemożliwy, Nialler. - ujęłam jego dłoń pewniej by przestał się obrażać, po czym gwałtownie zostałam wciągnięta wprost w jego ramiona. Nie powstrzymałam się od chichotu, na co cała widownia zareagowała grupowym "AWWWWWW." Wtuliłam się w jego tors, czując jak jego czułe usta składają ciepły pocałunek na moim czole. Tej całej sytuacji przyglądały się miliony ludzi i sama  Ellen, która cieszyła się niezmiernie naszym szczęściem.

- Jesteście tak idealną parą, ale powiedz.. Zdarzyło się wam poważnie pokłócić, co to było? I oczywiście chcę usłyszeć jak się poznaliście! Chyba wszyscy chcemy, prawda? - i po raz kolejny w całym studio rozbrzmiały się gromkie brawa. Byłam tak zdenerwowana, że obecność Horana nie mogła uspokoić moich nerwów. Przytulił mnie. A jednak pomaga..

- Był jeden moment gdy się pokłóciliśmy. Właściwie, pierw przestaliśmy się do siebie odzywać przez co później się poważnie pokłóciliśmy...


Wychodząc z samolotu poczułam jak londyński chłód omiótł moją szyję. W Polsce było naprawdę ciepło, więc nawet sweterek, który miałam na sobie był dwie godziny temu sporą przesadą. Poprawiłam torbę na ramieniu i ruszyłam w stronę taśmociągu w poszukiwaniu
swojej walizki. Gdy stałam w kolejce wciąż nie mogłam przyzwyczaić swoich myśli do tego, że jestem tutaj. W Londynie. Najbardziej abstrakcyjną rzeczą z tego wszystkiego był Niall. To on mnie tutaj ściągnął (prawie siłą) i to on ma na mnie czekać w budynku z przylotami. Wiedziałam, że to było czyste szaleństwo. A ja byłam idiotką nad idiotkami. Co mnie w ogóle podkusiło, aby tu przylatywać? Wiadomo, że wszystko ciągnęło mnie do tego miejsca, ale większym pewnikiem było to, że wyjdę na kretynkę. Przecież, gdy Niall mnie zobaczy to wybuchnie mi śmiechem prosto w twarz. I wsadzi z powrotem w samolot. I odeśle. Za dodatkową opłatą. W co ja się do cholery jasnej wpakowałam? Mogłam siedzieć w domu, w Polsce a nie tułać się po Londynie, ale nie. Niall Horan z One Direction zauważył mnie w kilku milionowym fantomie na twitterze i mi odwaliło. Fakt – spełnienie marzeń każdej Directioner, ale ja chyba wciąż żyłam w ciężkim szoku. W końcu zauważyłam moją walizkę o kolorze wściekłej śliwki. Złapałam za uchwyt i ściągnęłam ją z taśmociągu. Moje ciało pokryło się gęsią skórką a serce zaczęło bić jak u jakiegoś rozwydrzonego kanarka. Wzięłam głęboki wdech i skierowałam się do drzwi, nad którymi widniała tabliczka z napisem „Wyjście”. Poczułam, że robi mi się słabo jak parę metrów za drzwiami ujrzałam uśmiechniętego blondyna rozdającego autografy i robiącego sobie zdjęcia z fanami. Stanęłam obok filaru, opierając się o niego prawym bokiem. Postanowiłam na początku nie podchodzić. Narażanie się Directioners na ‘Dzień dobry’, to nie byłby dobry pomysł. Obserwowałam go z wielkim zaciekawieniem (chyba miałam nawet otwartą buzię), kiedy to blondyn podniósł na mnie swój wzrok, a potem go spuścił. Dosłownie sekundę później znowu na mnie spojrzał, ale tym razem na jego twarz pojawił się naprawdę szczery uśmiech. Odwzajemniłam gest i zaczesałam sobie kosmyk włosów za ucho. Przed oczyma wciąż miałam jego uśmiech, który właśnie chwilę temu zobaczyłam na żywo, a nie na jakiś zdjęciach czy też filmikach wrzucanych na Youtube. To chyba właśnie w jego uśmiechu się zakochałam. Platonicznie. Ale zakochałam. A no i zapomniałam dodać.. Przeraźliwie bałam się tego, iż mogę się w nim zakochać na poważnie. W minionych latach nie miałam jakoś specjalnego szczęścia w miłości, więc byłam bardzo podatna na uczucia innych osób. Niall przeprosił fanki i zaczął iść w moją stronę. Ze stresu zaczęłam oddychać coraz szybciej, a ręka, którą kurczowo trzymałam na walizce zaczęła mi się niemiłosiernie pocić.


- I pomyśleć, że wariowałam na jego punkcie wtedy i do tej pory mi nie przeszło! Gdy go widzę jak wchodzi do domu, serce staje mi w gardle, a ja po prostu cieszę się z tego co przygotował mi los. Wiem, że go kocham.




Założyłam ręce z tyłu ciała i zaczęłam błądzić wzrokiem po całym holu, aby tylko nie spotkać się ze wzrokiem chłopaka. Na miłość boską, dziewczyno ogarnij się. To tylko… zwykły chłopak. - Witam w Londynie, Panno Dario. - ukłonił się w dość śmiesznym geście, a ja odpowiedziałam mu na to uśmiechem. W gardle nagle mi zaschło, a jego głos zadziałał na mnie tak mocno, iż poczułam, że oblewam się rumieńcem. Nialler znowu jako pierwszy zareagował i przysunął mnie do siebie oplatając ramionami. I nagle przestałam się trząść ze stresu i sama go objęłam. Chłopak, z którym tak długo byłam w internetowym i telefonicznym kontakcie stał się dla mnie realny. Niall Horan z One Direction przytulał właśnie mnie. Zwykłą dziewczyną z Polski, która jeszcze w tamtym momencie nie wiedziała, że ten przyjazd zmieni całe jej życie.

- I zdecydowanie zmienił i to na lepsze.

Coś się kompletnie nie zgadzało. Okres się spóźniał. Test był pozytywny. Wszystko było dobrze i nagle? W jednym momencie całe moje życie legło w gruzach. Powoli się układało i wszystko się rozsypało. Wpadka. 
- Ja... Niall. - wydukałam poprzez spływające łzy. 
- Nie. To. Nie. Mo-żli-we! - jego ostatnie słowa zanim opuścił łazienkę zabolały bardziej, niż gdyby powiedział... gdyby w ogóle nie zwrócił na mnie uwagi. Załamałam się.Usiadłam na toalecie i schowałam twarz w dłoniach. Czułam jak kolejna porcja łez napływa mi do oczu, a potem mimowolnie spływają po policzkach. Nie tego się spodziewałam. To nie miało być tak! Ta cała historia miała zakończyć się kompletnie inaczej. Myślałam, że Niall jest naprawdę odpowiedzialnym chłopakiem i informacja, jaką mu przekazałam wywoła, chociaż lekki uśmiech na jego twarzy. Dla mnie to wszystko też było szokiem, poważnie. Byłam pewna, że ta jedna noc z Niall’em nie pozostawi za sobą żadnych konsekwencji.. Tak bardzo się myliłam. Przetarłam oczy, kiedy usłyszałam pukanie do drzwi toalety.
- Proszę.. – rzuciłam i odkręciłam kran. Przemyłam twarz i spojrzałam w prawy bok. Zobaczyłam w drzwiach głowę Liam’a, który po ogólnym rozpoznaniu sytuacji wsunął się do środka. Oparłam się tyłem o zlew i założyłam ręce na klatce piersiowej. 
- Wiesz może gdzie jest Niall? Mamy spotkanie w radiu i zaraz musimy wyjeżdżać, go dalej nie ma.. – powiedział i złożył usta w dzióbek.
- Wy-wybiegł.. – wydukałam dusząc w sobie łzy.
- Daria? Co się dzieję? – Liam podszedł bliżej i złapał mnie za ramiona. Przyłożyłam sobie dłonie do ust i wybuchłam histerycznym płaczem. Chłopak przytulił mnie do siebie, kiedy zaczęłam się cała trząść. Dlaczego nikt mnie nie powstrzymał przed przyjazdem tutaj Chociaż w sumie tata uprzedzał, że to jest inny świat, że ludzie tacy jak ja gubią się w tej przestrzeni.. Wiedziałam, w co się pakuję, ale czemu ja do cholery jasnej tutaj przyjechałam Teraz nie byłoby tego wszystkiego, nie byłoby tego problemu, który noszę w sobie.
- Ej, spokojnie..
Odwróciłam się tyłem do Liam’a i spojrzałam w lustro. Byłam żałosna. I to była tylko i wyłącznie moja wina. Nie mam o co obwiniać Niall’a.. Był bardziej pijany, niż ja. Powinnam kontrolować sytuację.. Przecież to nie tak miało być.
- Pokłóciliście się? – zapytał i odwrócił mnie w swoją stronę.
- Można tak powiedzieć.. – odparłam. Wypuściłam powietrze i podeszłam do ściany, gdzie był zawieszony papier toaletowy. Oderwałam kilka listków i wytarłam sobie mokre od łez policzki.
- Pogodzicie się. Jestem tego pewny. Przecież Niall to nie jest konfliktowy chłopak. – Liam objął mnie ramieniem i uśmiechnął się.
- Liam nic nie będzie dobrze. Ja.. jestem w ciąży. 
Chłopak wybałuszał na mnie oczy. Położył sobie ręce na biodrach i wypuścił
powietrze. Jak widać też się tego nie spodziewał..
- Ja.. Ja nie podejrzewałem.. No ja nie wiedziałem, że wy coś.. No, że macie się ku sobie to było widać, ale no wiesz..

Usiadłam na toalecie wsłuchując się w bełkot chłopaka. Zauważyłam jak wyciąga ze swojej kieszeni telefon i wybiera jakiś numer. W jednej ręce trzymał komórkę, a drugą położył sobie na biodrze, a całość ciała oparł na umywalkę.
- Horan, cholera odbierz ten telefon. – powiedział przez zęby.
- Nie odbierze.
- A no właśnie.. Czemu on właściwie wybiegł?
- Nie chce dziecka. Nie chce mnie. Nie chce nas.
Może zabrzmiało to jakoś poetycko, ale tak było. Nialler swoim zachowaniem udowodnił mi, że nic dla niego nie znaczyłam. A tego się po nim nie spodziewałam.. Nikt się pewnie nie spodziewał. Jak to możliwe, że ten kochany, beztroski blondyn może odrzucić dziewczynę, której zrobił dziecko? Wiedziałam, że mógł spanikować, ale nie bardzo dopuszczałam do siebie tę myśl. Liam kucnął naprzeciwko mnie wciąż wlepiając we mnie swoje oczy. W jednej ręce trzymał telefon, a drugą podtrzymywał się moich kolan.
- Harry? Przyjdźcie do pokoju Darii. Mamy małą sprawę do załatwienia.
Odłożył telefon na posadzkę i dotykając moją brodę uniósł mi głowę. Kciukami otarł
łzy i posłał jeden ze swoich najpiękniejszych i najszczerszych uśmiechów.

„ Czy to już jest koniec nas?
Nie ma Ciebie już kolejny dzień.
Powiedz mi co zrobić mam, żeby chłodną noc zamienić w ciepły sen.”

Chłopcy naprawdę się starali, żeby wszystko wróciło do normy. Kompletnie nie dali sobie z tym rady. W sumie na nic wielkiego nie liczyłam, domyśliłam się, że Nialler zdążył już wyrzucić mnie ze swojego życia. Spakowałam już ostatnie dżinsy do walizki i zamknęłam jej klapę. Usiadłam na łóżku i rozejrzałam się po pokoju, w którym mieszkałam przez ostatnie trzy miesiące. Uśmiechnęłam się pod nosem i dotknęłam dłonią brzucha, gdzie bezpiecznie rósł mały Horan. Kochałam tego małego bobasa, a jeszcze się nie urodził. Życie Niall’a koncentrowało się teraz jedynie na imprezowaniu i panienkach. Nawet jego przyjaciele nie mieli na niego żadnego wpływu. Od tamtego dnia, gdy powiedziałam mu o tym, że jestem w ciąży nie rozmawiałam z nim. Nie wymieniliśmy żadnej wiadomości tekstowej, ani nic z tych rzeczy.

Widok go z tymi wszystkimi dziuniami...Bolał. Cholernie bolał. Szczególnie, że nawet kiedy go nie znałam byłam zazdrosna o każdą dziewczynę, która znalazła się u jego boku.. A teraz.. Teraz to już w ogóle szkoda gadać. Czułam się zdradzana na każdym kroku. Zdjęcia w Internecie pojawiały się jak grzyby po deszczu, a przy każdym poście pod fotografią nie mogło zabraknąć jakiejś wzmianki o mojej osobie. Oczywiście prasa nie wiedziała, że jestem w ciąży. I najlepiej, żeby tak zostało. Zdawałam sobie sprawę z tego, że prędzej czy później ktoś w Polsce mnie spotka i się pokapuje. Nie wszyscy ludzie to idioci, a szczególnie nie Directioners. One są najlepsze. Decyzja o powrocie do Polski nie podlegała żadnej dyskusji. Nie miałam czego tutaj szukać. W Londynie byłam sama, a w Polsce miałam mamę, tatę, brata. Przyjaciół i resztę rodziny. Fakt – bałam się ich reakcji no ale co miałam zrobić? Nic mnie tu już nie trzymało. Prócz serca..

- Już wtedy byłam pewna, że go kocham.. 
- I ja byłem pewny, że Was kocham.
Teraz to już nie były brawa czy ciche szepty. Teraz piski, wiwaty brawa. Wszystko co tylko się dało, obijało się o uszy. W tym momencie się wystraszyłam. Ellen ze zdziwioną miną spojrzała na naszą parę i momentalnie trwałam w jej uścisku. Niall wyglądał przekomicznie ze swoją miną. Dał Ellen do zrozumienia, że jestem jego. Nie mogłam się powstrzymać i zaczęłam chichotać jak idiotka. - Może już wiecie czy to chłopczyk, czy dziewczynka? - zabawnie to wyglądało, jak ze zmieszanym wyrazem twarzy wróciła na swoje miejsce. 
- Będzie to chłopiec. - odezwał się dumnie przyszły ojciec i wciągnął mnie w swoje ramiona. Takie ciepło. To była miłość. Którą okazywał mi co dnia. Co rusz. Co rano. Co wieczór. 
-  A imię? Wybraliście już jakieś? - dopytywała się dalej.
- Nie.. ale myślę, że.. - szybko dłonią zakryłam mu usta zanim wypowiedział imię, które z pewnością nie zdziwiłoby nikogo. - Tommy będzie idealne. Wiem, skarbie. Wolałbyś Justin. - sala rozbrzmiała gromkim śmiech. Nialler swoją postawą pokazywał jak bardzo się oburzył moją odpowiedzią. HA! Zgadłam. Tym razem ja go wciągnęłam w swoje ramiona i schował swoją twarz w moje włosy.

To wszystko było tak bezsensu i nie wiem po co oni mnie tu ciągnęli! Nie dali mi się spakować, zrobić porządku z rzeczami i w spokoju poużalać się nad swoją egzystęcją. Dzisiaj jak i jutro, nie będę miała ochoty na żadne zabawy i rozmowy. Koniec. Skończyło się z zawsze pogodną Darią, tą co nic nigdy nie zabiło lecz wzmocniło. Tym razem było inaczej i tym razem się poddaję, chociaż obiecałam sobie, że nigdy tego nie zrobię. Złamałam swoje słowo.. a kogo to.

- Możecie mi wreszcie wytłumaczyć po co ten cały cyrk? - nerwowo zadałam pytanie, wymachując rękoma. Nie wiem ile razy mam je jeszcze powtórzyć.
- Byśmy się pogodzili.. - ten niebiański głos. Usłyszałam go. Jak grom z jasnego nieba, serce zaczęło walić jak oszalałe. Szybciej niż dnia gdy pierwszy raz się zobaczyliśmy.  - To my was zostawiamy. - Liam podszedł do mnie i wyszeptał na ucho po czym wszyscy się zebrali i wyszli. Zostawili mnie samą z... NIM. Nie było ucieczki. Musiałam stawić czoła temu, przed czym chciałam uciec. Jednak nie było mi dane się poddać. Nie dziś.
- Dlaczego dopiero teraz? - spuściłam głowę w dół, szepcząc każde słowo. Nie potrafiłam spojrzeć mu w oczy po tym co się wydarzyło. 
- Bałem się, że to jeden głupi wielki żart i chcesz mnie wciągnąć w jakąś chorą sprawę z dzieckiem.. Bałem się, że nie podołam zadaniu. A najbardziej się bałem gdy dowiedziałem się o wyjeździe. Bałem się, że Cię stracę bo Cię kocham. Nigdzie nie pozwalam Ci wyjechać. Jeśli.. jeżeli mnie zostawisz, zrozumiem. Zachowałem się totalnie jak dziecko, niedojrzale. Gdybym mógł cofnąć czas, zrobiłbym to. I wiesz co? Rzuciłbym się Ci w ramiona. Jestem zakochanym idiotą. Przepraszam Cię. Daria. Wybaczysz mi? - serce mi pękło. To w jaki sposób to wymawiał sprawiało, że nie mogłam się na niego nadal gniewać. Właśnie okazał swoją dojrzałość. Dłużej nie mogłam wytrzymać. Wstałam z kanapy i podbiegłam do niego jak najszybciej mogłam, i rzuciłam się mu w ramiona. Tak bardzo tego pragnęłam i to mam. 


Mam. I to wszystko jest moje. Ten cały świat. On jest moim światem. Inne rzeczy nie mają teraz znaczenia. Bo liczy się to co jest teraz i co będzie później. Czy warto się tym zamęczać? Oczywiście, że nie. Dopóki Niall będzie przy mnie, żyć będę. Jest jak powietrze. Jak heroina. Uzależnia i trzyma przy życiu. Chcę by tak zostało.


...

Przepraszam, że wyszło jak wyszło. Czekałaś bardzo długo a ja to po prostu.. zjebałam. 
Proszę.


Następny rozdział pojawi się za jakiś czas. (:

PRZYPOMINAM O CHARACTER ASK! 

The Ghost Love: Two.



                                                                                                              
Głośna muzyka rozbrzmiewała po całym lokalu. Zagłuszała wszystko, wraz z myślami imprezujących. Palący w żyłach alkohol, rozlewający się po wnętrznościach. Odór alkoholu mieszał się wraz z zapachem nikotyny. Na początku był on mało odczuwalny lecz po piątej szklance whiskey wszystko odczuwa się ze zdwojoną siłą. Ten trunek powinien odciągać od problemów oraz rozmyśleń nad wszystkim co jest złe, a cieszyć się tym co jest dobre. Tylko, że ja Louis William Tomlinson jestem odmiennym człowiekiem i po wypiciu dołuję się jeszcze bardziej. Dodatkowo moja reputacja grzecznego geja legła w gruzach, po ostatniej akcji w łazience.

Nadal nie potrafiłem rozgryźć swojego zachowania, co mogło mnie pchnąć do takiego czynu? Sam z własnej woli zacząłem sobie walić konia? Przecież to chore. Akurat moim przypadku, nawet bardzo. Chwyciłem szklaneczkę pełną whiskey w dwa palce i zacząłem się jej przyglądać. Trzy kostki lodu, zimny trujący płyn. Wszystko tak dopasowane i w sumie po co to? Jesteś idiotą Boo, rozmyślasz o zawartości szklanego naczynia, zamiast zastanowić się nad sensem swojego dotychczasowego życia. Czy moje życie miało sens do tej pory? Czy jeszcze kiedykolwiek je znajdzie?


Szumiący natłok myśli dawał o sobie znać, imprezowiczów przybywało. Malik wciąż rządził w swoim królestwie a Nialler pozostawił mnie samego sobie. Wspaniale. Mruknąłem sam do siebie, po czym pozbierałem swój tyłek z krzesła przy barze i ruszyłem w stronę didżeja. 


- Malik, zabierz mnie do domu. - Powiedziałem stanowczo, próbując przedrzeć się przez głośną muzykę. 

- Tommo.. - poklepał mnie po obu policzkach. - nieźle się schlałeś. Czekaj tu na mnie. - Wyminął mnie i pobiegł w mniej znanym mi kierunku. Chyba poszedł po kogoś na zmianę. Wzruszyłem beznamiętnie ramionami i oparłem się o ścianę. Wszystko zaczęło wirować, a w żołądku miałem totalny bałagan. No Boo, jak mogłeś się sam do takiego stanu doprowadzić, co? Westchnąłem, robiąc kilka głębszych wdechów. Czułem jak powoli zaczynam osuwać się po zimnej ścianie. Zanim całkowicie straciłem przytomność ze światem, ujrzałem Horana przytulającego się do Zayn'a. Przeuroczy widok, po czym obydwoje podeszli do mnie i wzięli  pod ramiona. Naprawdę już nie miałem siły się ruszać. Upokarzający dzień.


- Pomóż mi go tam posadzić, sam nie dam rady! - blondynek tarmosił moim ciałem jak jakąś zabawką, niech tylko wytrzeźwieję, a naprawdę nie ręczę za siebie. Nie jestem taki ciężki, burknąłem sam do siebie pod nosem. - Niall, czemu go zostawiłeś? - wymamrotał z niezadowoleniem Mulat, wciskając moje zabite cielsko do auta. Gdy już skończył, wskoczył za kierownicę.
- Myślałem, że sobie poradzi. - spuścił głowę, w momencie gdy już zapiął mi pasy. - Przecież jest dużym chłopcem. - poczułem lekkie poklepywanie po ramieniu. Osunąłem głowę o drzwiczki auta, po tym jak blondynek je za mną zamknął. - Najwidoczniej nie na tyle dużym by mógł sam ze sobą pić. - skitował Malik, rzucając spojrzeniem w moją stronę.
- Słyszałeś Niallera, jestem dużym chłopcem. - wybełkotałem praktycznie niezrozumiale, nawet dla samego siebie. Kolejne już słowa chłopaków jakoś do mnie nie docierały, były jakby w innej części świata czy coś w ten deseń. Nie myślisz trzeźwo Tomlinson.

Przysnąłem na tylnych siedzeniach i czułem jak totalnie odpływam. Ciało które jest pełne tego trującego napoju nie jest przyjemnym doznaniem tak jak i nie manie władzy nad samym sobą. Zdecydowanie będę miał kaca.

...

Wygodne łóżko, milutkie łóżko. Moje myśli krążyły tylko i wyłącznie wokół ciepłego łoża. Spanie w aucie zdecydowanie nie należy do najwygodniejszych. Przetarłem zaspane oczy, gdy auto stanęło przed moim blokiem poczułem lekkie zawroty głowy. Spojrzałem na chłopaków którzy wpatrywali się we mnie tym swoim zabójczym wzrokiem. Wiem, mój drogi Ziall'u.. przejebałem sobie. Podniosłem się z siedzenia i zacząłem prowadzić wojnę z pasem bezpieczeństwa. Szlag. Ich spojrzenia wypalały we mnie dziurę na wylot, a żaden się ani nie pofatygował by mi pomóc. Warknąłem znacząco, nadal siłując się z tym diabelskim urządzeniem. 

- Pomóżcie mi.. - zacząłem wymachiwać rękoma, by skupić ich uwagę na zabezpieczeniu.

- Louis, jesteś dużym chłopcem. Poradzisz sobie, prawda? - ta ironia w jego głosie była tak wyczuwalna, że aż paliła w uszach. Zayn szybko znalazł się w drzwiach od tylnej części auta i pomógł mi z tym cholerstwem. Pokiwałem wdzięcznie głową i wysunąłem nogę za nogą z samochodu, co było bardzo złym pomysłem, bo nadal nie miałem dość siły by iść o własnych nogach. Tym prędzej wyrżnąłem całym ciałem na chodnik. Jakieś mało znane wyzwiska na samego siebie, wylatywały z moich ust jakbym wykuł je na pamięć, co nie uszło uwadze chłopakom i już po chwili słyszałem ich śmiechy. Czuję się upokorzony, kolejny raz. Podniesienie się z betonowej posadzki było nie lada wyzwaniem lecz wielce wielkoduszny Zayn, wciąż z szerokim uśmiechem, raczył mi pomóc i wraz z blondynkiem postanowili doprowadzić mnie do domu, a tam pozostawić samego sobie. Znowu chcieli mnie zostawić. Wywaliłem wargi, a do głowy przyszedł mi zabawny pomysł i zacząłem wydawać jakieś śmieszne dźwięki. Założę się, że wyglądało to przekomicznie. 

Nim się obejrzałem, cały roześmiany leżałem już w cieplutkim łóżku. Wsunąłem pierw prawą dłoń pod poduszkę, potem lewą i nadal się śmiejąc, nogami zacząłem przekopywać kołdrę i całe swoje łóżko. Jeszcze rano było ono tak ładnie pościelone. Louis jesteś idiotą. 

...

Czułem jakby ciepłe usta muskały delikatnie każdy skrawek mej skóry. Przyjemne dreszcze rozchodzące się przez całe ciało, sprawiały iż stawałem się coraz bardziej senny. Byłem na tyle nieprzytomny, by nawet nie poczuć jak czyjeś sprawne dłonie majstrowały przy rozporku, a potem zsuwających się spodni. Tak samo jak i unoszących się rąk i zdejmującej się koszulki. Delikatny powiew przyjemnie pachnącego oddechu, który oplótł moją twarz wraz z pocałunkami. Takie czułe, delikatnie jak aksamit. Nie miałem pojęcia jak nazwać to co się właśnie działo, jakby nagle miliony motylków przeleciało przez mój brzuch. 

Chciałem się oddać przyjemności lecz nie wiedziałem jak. Przecież.. Zacząłem wymachiwać rękoma we wszystkie strony świata, chcąc odciągnąć od siebie te myśli i to uczucie... tych warg. Cmoknąłem z przekąsem ustami, oczekując jakiegokolwiek ruchu ze strony tej osoby. Te usta, tak miękkie wargi wciąż dawały o sobie znać. Doprowadzając mnie tym kompletnie do szaleństwa. To wszystko było tak silne, że nie miałem nawet szans by się sprzeciwić. Przyjemność czucia ciężar czyjegoś ciała na swoim własnym, prawie nagim.. w taki sposób, że materiał bokserek stawał się ciaśniejszy z każdym ruchem. Udało i się chociaż przez ułamek sekundy ujrzeć loki.. 


Pocałunki stawały już na tyle zachłanne i pełne podniecenia, co namiętne. Ten chłopak sprawiał, że czułem się niezaspokojony. Bo to był chłopak, tak? Silne ręce oplecione wokół mojego ciała dawały mi tą pewność, a mój przyśpieszony oddech nadal nie ustępował. Tym razem poczułem język przejeżdżający po moich lekko spierzchniętych wargach i wsunął go pomiędzy nie. Nie mogłem nie oddać tak zacnego czynu, na co mój kolega cisnął się w bokserkach z bólem. Nieznajomy chyba sobie nie zdawał sprawy, jak bardzo cierpię? Pchnąłem biodrami w górę, mocniej napierając na jego erekcję, dając mu do zrozumienia, że mało brakuje a dojdę w taki sposób. A nie o to mu chodziło, prawda? Moje dłonie same zaczęły wędrować przez klatkę piersiową w dół, zatrzymując się nie kroku. 

Ciche szepty rozległy się po ciemnym pomieszczeniu. "Śpij dobrze, skarbie."

Nic więcej się nie stało. A może całkiem straciłem przytomność? 


...

Przesz szklaną szybę przedostały się jasne promienie słoneczne. Tak bardzo irytowały a chciałem przespać ten dzień i zapomnieć o poprzednim. Tylko co działo się wczorajszego dnia? Przetarłem zmęczoną twarz, próbując sobie przypomnieć jakąkolwiek wykonaną czynność, co przychodziło mi z wielkim trudem. Mruknąłem, podciągnąłem kołdrę pod sam nos,  kładąc poduszkę na głowie. Materiał pościeli pieściła moje ciało w tak dokładny sposób, że.. Zerknąłem pod pierzynę i ujrzałem niedużej wielkości przyjaciela na wolności. Wysunąłem głowę spod poduszki i rozejrzałem się dookoła. Spałem sam, samiutki. Nie wiem jak trafiłem do domu, nie wiem jak ciuchy znalazły się na ziemi. Nie wiem jakim cudem nic sobie nie zrobiłem przez swoje wrodzone kalectwo.. Wszystko było tak dziwne, ból głowy też nie był za przyjemny. 

"Dzień dobry, ogierze." Cichy szept.

Jeszcze raz gwałtownie wysunąłem głowę spod poduszki i dla pewności rozejrzałem się po całym pokoju. Naprawdę byłem sam. Może śnie? Jak się uszczypnę pewnie nie będzie boleć.. zrobiłem to i bolało. Pisnąłem niezadowolony ze swojego czynu.. Coś jest z pewnością nie tak. 



***

The Ghost Love: One.

Lekki podmuch wiatru z otwartych drzwi balkonowych obudził mnie z samego rana. Nie mogłem jednak narzekać. Mówią, że pierwsza noc w nowym miejscu zwiastuje to, jaki będzie cały rok. Mogę więc sądzić, że mój będzie... zaskakujący? Tak, to chyba dobre słowo. Otworzyłem szeroko oczy i rozejrzałem się po pokoju. Nie był duży, ale białe ściany i duże okna sprawiały, że automatycznie wydawał się bardziej przestronny. Naprzeciwko łóżka wisiał duży zegar z kukułką, na którym widniała godzina 7:30. Postanowiłem więc trochę poleniuchować, odprężyć się. W końcu po ostatnich wydarzeniach jak najbardziej mi się to należało. Tu wreszcie czułem się bezpieczny. Nie musiałem martwić się o to, czy jak wyjdę z kamienicy ktoś dopadnie mnie od tyłu i wciągnie do samochodu, po czym będzie próbował wybić mi z głowy tą "fanaberię", jak nazywał to ojciec. Nigdy nie pogodzi się z tym, że w jego rodzinie jest homoseksualista.​ To ujma na jego honorze. Czyli mam jeden, nowy wniosek: Bycie gejem wcale nie jest złe, jeśli jest się w tolerancyjnym otoczeniu.

W mojej rodzinie nigdy nie było i nie może być kogoś takiego jak ja. Jeżeli więc ten nie chce wyprzeć się swojej orientacji, nie jest już jej członkiem.
-Louis! Louis do cholery!
 Do moich uszu doszedł charakterystyczny y dźwięk głosu mojego przyjaciela. Zniecierpliwiony​ Zayn, który od jakiejś godziny wydzwaniał na mój telefon i nie otrzymywał odpowiedzi, lenistwo całkowicie zawładnęło moim umysłem i ciałem, że kompletnie nie miałem siły by odebrać głupiego telefonu, lub chociaż dać znak życia. Głupi leniwy Louis, a głupi martwiący się o niego Zayn, przyszedł sprawdzić czy wszystko ze mną w porządku.
-Co? Stało się coś?
Dopiero teraz wyrwałem się z wcześniejszego letargu. Wspomnienia całkowicie potrafią mnie pochłonąć.
-Nie, wcale. Tylko od godziny próbuję się z tobą skontaktować, ale ty jak zwykle masz to w dupie. Nic to, że jesteś w nowym mieście, zupełnie sam, nie masz pracy, pieniędzy, ani nikogo oprócz mnie kto mógłby ci pomóc. Rusz tą dupę i idziemy!
-Aleee.. gdzie?
Zdezorientowany nieoczekiwanym gniewem Mulata, próbowałem zorientować się w całej sytuacji. Wysunąłem swój tyłek spod kołdry i zaspanym wzrokiem zmierzyłem przyjaciela. Nono, dzisiaj wyglądał przyzwoicie, jeszcze wczoraj miał ten swój trzydniowy zarost. Domyślam się, że Niall to lubi.
-Jeszcze pytasz? Do pracy Boo, do pracy! Idź się wykąp, ubierz w coś normalnego i zejdź na dół. Czekam w samochodzie.
Spojrzał się na mnie tym swoim morderczym wzrokiem, którego polowi zaczynałem się bać.
-Nie mów na mnie Boo, kretynie!
Rzuciłem jeszcze na odchodne Malik'owi który zniknął za drzwiami. Ruszyłem chwiejnym krokiem do łazienki, gdzie zamierzałem poddać się odprężającej kąpieli.

Leniwym ruchem ręki odkręciłem kurek i po chwili poczułem krople gorącej wody spływającej po moim nagim ciele. A jest ono niczego sobie. Jestem szczupły, ale umięśniony. Wysoki, ale nie za wysoki. Na moich ramionach i brzuchu rysowały się widoczne mięśnie, które świadczyły o mojej wzmożonej aktywności fizycznej. Lubiłem sport od dziecka. Należałem nawet do drużyny piłkarskiej, która odnosiła duże sukcesy w Doncaster. Niestety wraz z wyjazdem, musiałem zrezygnować z marzeń o zostaniu zawodowym piłkarzem.
Zawsze lubiłem brać długie, gorące prysznice. Odprężają mnie. Tym razem jednak czułem się jakoś dziwnie. Zwalałem to na nadmiar stresu związanego z ostatnimi wydarzeniami, ale coraz bardziej wydawało mi się, że może to nie to. Będąc tu dopiero jeden dzień, jednak czułem się jakbym nie był tu sam. Jakby ktoś nade mną czuwał, chronił, ale… przed czym? I kto?

Prysznic zaczął wariować. Co chwila zmieniała się temperatura wody. Raz była niesamowicie gorąca, później zaś lodowata. Zdezorientowany  próbowałem zakręcić kurek, jednak coś mnie powstrzymywało. Jakaś siła, której nie mogłem się oprzeć skierowała moją dłoń w dół, tuż przy niemałym przyrodzeniu. „Co jest kurwa?” – moje początkowe zdezorientowanie​ teraz przerodziło się w autentyczną złość. Nie potrafiłem jednak nic zrobić. Sam z siebie nigdy bym tego nie zrobił. W zasadzie… to nie dziwne, że chłopak w moim wieku ma ochotę na seks, ale żeby w taki sposób? Nie robiłem tego z własnej woli, coś mnie do tego pchało, dłonią ująłem swojego przyjaciela zaczynając od powolnych ruchów. Powoli, ale dokładnie poruszałem swoją dłonią wzdłuż i wszerz dolnej partii swojego ciała. Mijały sekundy, minuty, a mi jakby nadal nie było do końca dobrze. Całym ciężarem swojego ciała docisnąłem się do drzwi od kabiny prysznicowej i coraz szybszymi ruchami doprowadzałem sam siebie do granic możliwości. W końcu dane było mi się rozkoszować ostatnimi pociągnięciami dłoni w dół i, w górę. Dotrwałem do końca. Sięgnąłem zenitu. Zmęczony opadłem na śliską nawierzchnię i najzwyczajniej w świecie zasnąłem. Odpłynąłem.


...


Tego już nie można było nazwać wkurwieniem. Zayn, po raz kolejny dzisiejszego dnia, jak burza wpadł do mojego mieszkania. Nie, nie był zły. Był wściekły. Widok, który zastał przekraczając próg łazienki mógł jedynie pogłębić jego złość. Ja, Louis William Tomlinson, leżący całkiem nagi na zimnej posadzce, w środku kabiny prysznicowej. Nie tego chyba Mulat spodziewał się po starszym, wydawać by się mogło, dojrzalszym przyjacielu… Ale zaraz… ja śnię? Wymyśliłem sobie to wszystko? Nie… niemożliwe.

- Niall! Proszę Cię, nie wkurwiaj mnie jeszcze ty.
Głos Malika nieco mnie otrzeźwił, jednocześnie utwierdzając w przekonaniu, że to wszystko to jawa, a nie sen. No tak… dzwoni do Horana. Zawsze kiedy pakowaliśmy się w kłopoty, ten był naszą opoką, robił wszystko żeby pomóc. Tym razem jednak usłyszałem jedynie jego donośny, charakterystyczny śmiech, który brzmiał coś w rodzaju:
„Co ty pierdolisz?! Zrobił sobie dobrze? W łazience?” – Zaraz… o czym on? O KURWA! Dyskretnie, tak by szatyn nie zauważył, że już nie śpię, rozejrzałem się po łazience. Na ścianach widoczne były ślady białej mazi, ślady mojej spermy. Czyli to prawda. Zrobiłem sobie dobrze. Sam. We własnej łazience. Ja pierdole, Louis… staczasz się. Lepszym pomysłem byłoby wynajęcie sobie taniej dziwki, która zrobiłaby, co tylko bym chciał. Nie wiem, co mi odpierdoliło. Ulżyłem sobie, jak nigdy wcześniej i to niespełna świadomie…

- No mówię ci! Czekam sobie na niego spokojnie na dole, 10 minut, 15, 20, w końcu gdy dobiło do 30 nie wytrzymałem i wróciłem na górę. A tu nasza waćpanna śpi sobie słodko, wykończona robieniem sobie loda…
Komizm jego słów nie dał mi wyboru. Musiałem się roześmiać. W zasadzie to wybuchłem. Nie uszło to uwadze Malika. No to sobie przejebałeś Louis… Równie dobrze mogłem sobie zwalać codziennie, przez 24 godziny, byleby tylko nie odczuwać gniewu mojego kumpla.
- Zadzwonię później, królewicz wrócił do rzeczywistości.
Wymamrotał pocierając skronie i obrzucając mnie piorunującym spojrzeniem. Pozamiatane Louis, pozbędziesz się swojej przepięknej buźki. Zayn Ci to zagwarantuje.

– Niall...
Dodał jeszcze szybko, na co tamten chrząknął znacząco, nadal nie mogąc powstrzymać się od śmiechu.
Kocham Cię. 
To było urocze. Zazdroszczę im tej miłości. Wieź, jaka ich łączy jest niesamowita. Sam chciałbym słyszeć te słowa każdego ranka, budząc się w ramionach ukochanego.

...


Chyba mam dzisiaj farta, bo Malik mnie oszczędził. Nie obił mojej ślicznej buźki, ani nic w tym rodzaju. Najzwyczajniej w świecie darował mi życie.
Postanowiłem więc już więcej nie psuć mu nerwów i posłusznie zszedłem za nim do samochodu. Po drodze do baru, który był jakieś 15 minut drogi od mojej kamienicy, dowiedziałem się, że prawdopodobnie mają dla mnie tam pracę. Bardzo mnie to ucieszyło, zarówno ze względu na pieniądze, jak i darmową rozrywkę. Dobry i poczciwy Zayn, zawsze wyciągnie pomocną dłoń, gdy go potrzebuje. Wie jednak, że gdyby on był na moim miejscu zrobiłbym dokładnie to samo.
Droga mijała nam spokojnie. Do moich uszu dobiegały odprężające dźwięki z głośników jego radia. Puścił The Fray, pamięta że to lubię. Cieszę się, że go mam. I to, że jedziemy jego autem. Oznacza to tylko jedno: dzisiaj nie będzie pił i na pewno odwiezie mnie do domu, dzięki czemu będę mógł się schlać. On musiał pracować, i oto mamy kolejny powód, przez który nie będzie świętował mojej przeprowadzki. No cóż… do zrobienia sobie dobrze mi się nie przydał, więc tutaj też sobie poradzę.
Gdy dojechaliśmy moim oczom ukazał się niezbyt gustowny budynek, który już od progu zachęcał: "Wejdź do środka, to tylko zabawa." Gdybym przeszedł obok nawet nie zainteresowany imprezowaniem, wszedłbym nie zastanawiając się długo. Lubię się bawić, taka moja natura.

- Lou, nie guzdraj się tylko chodź.
Usłyszałem zniecierpliwiony głos szatyna, więc wyściubiłem głowę z samochodu i dołączyłem do Zayna, który przekraczał już próg lokalu. W środku było miło, zabawnie, jak to w klubie. Nie mdliło od dymu nikotynowego i odoru alkoholu, wszystkiego było po trochu. Delikatny granatowy odcień muru niesamowicie kontrastował ze światłami dużej dyskotekowej kuli. DJ Malik od razu udał się do swojego królestwa, zarzucając całkiem przyjemną nutę do potańczenia. Nagle poczułem czyjąś ciepłą dłoń na swoim ramieniu i oderwałem się od swoich głupich rozmyślań. Odruchowo odwróciłem wzrok w miejsce osoby która, zmieszana, szybko wsunęła obydwie dłonie do kieszeni.


- Cześć Niall.
Powiedziałem wesoło. Jak na moje gejowskie oko, nie widać po tym blondynku, że jest innej orientacji, po prostu lubi się tak ubierać. A ja uwielbiam go za to beztroskie nastawienie do życia.
- Cześć Lou. Możesz opowiedzieć mi o co chodziło z tą przygodą pod prysznicem?
Wiedziałem, że zaraz znowu wybuchnie. Jak to on. Zmierzyłem go więc złowrogim wzrokiem, wywracając dodatkowo teatralnie oczyma i puściłem tą głupią uwagę mimo uszu. To przestawało być śmieszne.
- Lepiej powiedz mi gdzie mam iść dowiedzieć się co z tą pracą, bo nasz DJ pozostawił mnie samego sobie.
Taki jest Zayn, najpierw stara się mi pomóc, ale nigdy nie kończy i muszę sam wszystko załatwiać. "Dzięki Malik" - mruknąłem i skinąłem głową w jego stronę, wracając wzrokiem do blondynka. Nie usłyszałem odpowiedzi, ale nim się obejrzałem już stałem przy sporym barze.
- To jest Louis.
Przedstawił nas sobie pan Niall „Niezamykająca się gęba”.
- On w sprawie pracy. – dodał jeszcze i zniknął mi z pola widzenia.
- Przykro mi, przybył pan o pół godziny za późno. To stanowisko jest już zajęte.
Dość tęgi i wytatuowany gość wzruszył beznamiętnie ramionami, po czym udał się na zaplecze, zostawiając mnie w całkowitym osłupieniu.
- No to kurwa zajebiście... Trzeba to oblać.



...



No i mamy pierwszy rozdział! Jak wam się podoba? Mam wielką nadzieję, że chociaż odrobinkę.

INFORMUJĘ TYLKO I WYŁĄCZNIE PRZEZ TWITTERA.

The Ghost Love: Prolog.

Z trudem wcisnął się do niewielkich rozmiarów taksówki, spóźnionej o całe pół godziny. Jedynym powodem jego radości był fakt, że mknął właśnie przez londyńskie ulice. Coraz bardziej oddalał się od tego miejsca. Jeszcze moment, jeszcze chwila i w końcu będzie wolny. Szczęśliwy. Sam na sam ze swoją osobą. Energia rozpierała go, aż ponadto. Wszystko wokół było takie inne. Lepsze. Ciekawsze. I tutaj nikt nikogo nie posądzał. Każdy mógł być kim tylko chciał, a w jego małym miasteczku pod Londynem? Wiadomości szybko się rozchodzą. Nie mógł tam dłużej żyć, gdzie wytykano go palcami, wyśmiewano. Po prostu miał tego dosyć, czym sobie zasłużył? Inność. Za inność się obrywa, za inność jest się nikim. Trzeba podążać za tłumem, słuchać tego co każdy, zachowywać się jak inni.. podniecać się tym czym każdy chłopak powinien. Prawda? Bo jako chłopak od zawsze powinny podniecać go kobiety? Tak?


Nieprawda. Inność jest lepsza. Oryginalna. Będąc sobą zawsze będziesz lepszy, a inni umrą jako nic nieznaczące kopie. 

Louis Tomlinson był inny niż reszta jego znajomych, ale czy to czyniło go gorszym? Zawsze odstawał od reszty. Starał się być jak oni. Chciał być jak oni. Nigdy nie był. Nigdy nie będzie.


W pewnym momencie, gdy już był w drodze, a dokładniej blisko celu. Miał wysiadać zaraz na rogu. Tylko kurwa, gdzie się ma się zatrzymać? Nie ma nigdzie wynajętego mieszkania, pokoju przecież to był spontaniczny wypadł. Nie myślał o tym co ze sobą zrobi, jak tylko uda mu się uwolnić. Chociaż? Żaróweczka zapaliła się tuż nad jego głową i od razu wyciągnął telefon z kieszeni bluzy, wybrał numer. Sygnał. Kurwa, odbierz. Pomyślał Lou.

- Zayn? - Wymamrotał do słuchawki, rozglądając się na boki. Na szczęście stanęli w korku, miał czas na rozmowę. Odetchnął, gdy chłopak się odezwał.
- Loueh? 
- Mam sprawę, ale słuchaj uważnie. Dobrze? Ale naprawdę uważnie..
- No mów! - Wymamrotał Mulat.
~

Szatyn podał adres kierowcy taksówki, a po kilku minutach już wyjeżdżali z korka. Już wiedział gdzie się zatrzyma, lecz nie wiedział co go czeka..


Louis stał w drzwiach jednego z mieszkań kamienicy, w której miał mieszkać. Nie było ono duże, ani też za małe. Takie akurat, mała kawalerka. Najważniejsze było to, że miał gdzie spać, oraz nie musiał płacić wysokiego czynszu. Same plusy, a minusów? Jeszcze brak..

W sumie.. Nie jest źle. 
Rozejrzał się po sypialni, niedużych rozmiarów. Przytulnie tu. O to mu chodziło. Louis był coraz bardziej zadowolony ze swojego pomysłu, tak bardzo pragnął tego poczucia samodzielności, wolności. Tylko czy to był naprawdę dobry pomysł? Czy nie przyniesie mu większych problemów? 





~
Więc, to tylko prolog. Bezsensu, bez składu i ładu, wybaczcie. Rozdziały... będą pisane z perspektywy Louis'ego. I na pewno się rozkręci, chodziło mi tylko o to, żeby jakąś zacząć.. nieważne! Zapraszam na kolejne rozdziały, oby się wam spodobało... 

INFORMUJĘ TYLKO I WYŁĄCZNIE PRZEZ TWITTERA!


Zapowiedź: The Ghost Love



Tytuł: The Ghost Love
Paring: Larry Stylinson (Harry Styles+Louis Tomlinson)
Autorka: @mommystylinson
Bohaterowie: Harry Styles, Louis Tomlinson, Zayn Malik, Niall Horan, Liam Payne, Eleanor Calder, Danielle Peazer, Nick Grimshaw, Olly Murs.
Typ: Dramat, Horror, Komedia, Romans
Rozdziałów: +/- 10


Opis: 
Lekki podmuch wiatru obiegł jego delikatną twarz, mocna woń perfum dotarła do jego nozdrzy i to nieuzasadnione uczucie, jakby czyjeś usta znajdowały się zaraz przy jego szyi. I nagle ten głos, ten stłumiony szept:"Śpij dobrze, skarbie" - wywrócił jego życie do góry nogami.



AU - One Direction nie istnieje. Wszystko co zostanie opisane, jest tylko
 i wyłącznie chorą wyobraźnią autorki.




Larry Stylinson: Jestem gotowy.

Tytuł: I'm Ready..
Paring: Larry Stylinson (Harry Styles+Louis Tomlinson)
Stron: 20
Autorka:
 JESTEM PRZERAŻONA. BO NIGDY TAKIEGO CZEGOŚ NIE PISAŁAM. W SENSIE.. W TAKI SPOSÓB. JEJCIU. NAPRAWDĘ. UMIERAM...

Larry... moje serce samo lgnie do tej pary nie umiem się skupić na pisaniu czegoś innego. ALE tutaj was zaskoczę, kolejny jednopart będzie o całkiem innej parze, och.. i będzie całkiem inny. Teraz jak głupia próbuję przelać swój żal do Lou, za to jak wtedy postąpił wysyłając tego durnego tweet'a.. W każdym bądź razie, nieważne moje drogie! Jestem beznadziejną 'pisarką'. Staram się jak mogę.
Wszelkie krytyczne czy pozytywne opinie zostawiajcie w komentarzach lub na tt.
@mommystylinson







~*~


21 listopad 2012
7 miesięcy wcześniej..

Czy to nie jest śmieszne? Dziwne? Nikt by nie przypuszczał, że Harry Styles trwał w gejowskim związku ze swoim najlepszym przyjacielem... Żył w ukryciu ze swoimi uczuciami, lecz nie o to chodzi w miłości, tak? Jeśli się kogoś kocha powinno się być szczęśliwym i pokazywać to światu, ludziom przechodzącym obok. W jego przypadku wyglądało to inaczej... Ludzie martwili się czy aby na pewno jest z nim wszystko w porządku. Był uwiązany, jakkolwiek dziwnie to brzmi.
Chciał pokazać światu jak bardzo go kocha, jak bardzo pragnie żyć u jego bogu. Że to wszystko co ich łączy jest magiczne i nie ma prawa się skończyć. On do tego nie dopuści. Nie potrafiłby go zostawić. Jednak.. chyba musiał to zrobić, żeby oboje mogli do tego dojrzeć. By mogli uwolnić się od tego uzależnienia w którym nie było chwili gdzie nie cierpieli przez samych siebie. Louis nie do końca rozumiał czemu Harry, tak naprawdę się denerwuje, czemu próbuje na chama zwrócić wszystkich uwagę na siebie i różnymi podtekstami pokazać, że coś ich łączy.. Że cierpi.. z niewiadomych innym, przyczyn. Gdyby nie Louis i  jego uparta natura..

- Lou! Czemu to robisz?

Wykrzyczał na bezdechu, cały poirytowany tym co jego chłopak właśnie wystukiwał na klawiaturze swojego telefonu.. Harry coraz częściej miał trudności ze zrozumieniem jego, właściwie bratniej duszy, tak?

- Próbuję nas chronić..

Ledwo słyszalnie wymamrotał pod nosem, beznamiętnie wpatrzony w ekranik Iphone’a. Louis nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo rani kędzierzawego chłopaka, swoimi nieudolnymi próbami ratowania im ‘kariery’. W sumie Harry nie potrafił zrozumieć jego toku rozumowania, przecież to nic złego. Kochają się, tak? To dlaczego wszędzie gdzie tylko się dało, starał się niszczyć tą wspaniałą więź która była między nimi. Z zimną krwią był gotów zabić osobą która podważała jego zdanie na temat tego ‘bromance’. Głupie? Oczywiście! Tyle razy ile mówił zielonookiemu, że go kocha, że nie pozwoli go zranić. Tylko czy pomyślał nad tym, iż to właśnie on sam go rani? Głupiutki Louis, prawda? Powinien chronić swojego kochana przed samym sobą. Tak też robił od dłuższego czasu..

- Ale nie w ten sposób! Ukrywanie się, wypieranie się tego wszystkiego pogarsza sytuację! Jesteś zbyt zajęty ratowaniem swojego tyłka, bo o moim nie myślisz.. Lou, nie oszukujmy się..

Lou nadal nie podniósł wzroku znad telefonu, ale słowa ukochanego go oszołomiły. Miał zamiar się odezwać, lecz nie było mu to dane. Chciał znów zaprzeczyć, że ratuje ICH tyłki, Hazza powoli miał tego dosyć, miał dosyć tych kłamstw które mówił mu prosto w oczy. Znali się tak dobrze.. a on nie potrafił się przyznać i powiedzieć tej cholernej prawdy. Lou wiedział, że Harry nie lubi gdy kłamał, a on i tak zawzięcie trzymał się swojej formułki wykutej na pamięć, którą miał spróbować kolejny raz wbić loczkowi do głowy.

- Harry.. Dobrze wiesz jak je-...

- Zamknij się Lou! Daj mi wreszcie dojść do słowa, nigdy mi nie pozwalasz mówić co o tym sądzę, czasami wydaje mi się, że mało interesuje cię moje zdanie. Robisz wszystko by utrzymać SWÓJ GEJOWSKI tyłek w sekrecie. Zresztą bardzo seksowny tyłek.. Żeby tylko nikt nic nie wiedział. Zabija mnie myśl, że wstydzisz się mnie kochać, o ile w ogóle mnie kochasz...

Zamilkł. Chciał już go przepraszać, te słowa wypłynęły spomiędzy jego warg, ale gdy sobie uświadomił co powiedział, nie było odwrotu.
Harry nigdy nie krzyczał i nigdy nie wątpił w uczucie którym Lou go darzył. Musiałby być głupi gdyby nie wierzył, nawet ślepy zauważyłby to co ich łączy, coś naprawdę wyjątkowego.. A jednak.

- Ja.. ja.. Lou, przepraszam.

Westchnął cicho, zbierając myśli które wariowały w jego głowie. Mętlik który w niej powstał, dawał się we znaki. Sunął otwartą dłonią po twarzy i zaczął:

- Brakuje mi nas. Naprawdę tęsknię za chwilami gdy beztrosko leżeliśmy wtuleni w siebie, w naszej sypialni lub w salonie, całkowicie pochłonięci kolejnym romansidłem, które porównywaliśmy do naszego związku i naszej bezwarunkowej idealnej miłości. Wyglądaliśmy jak zakochane nastolatki, gdy zachowaliśmy się jak w tych filmach, a teraz? Teraz gdy jesteśmy w łóżku nawet ze sobą nie rozmawiamy. A gdy się pieprzymy? Lou, nie wmówisz mi, że czujesz tą przyjemność jaką daje ci mój dotyk i tą wspaniałą ekstazę. Ja tego nie czuję. Stałeś się taki zimny, bezuczuciowy.. Kurwa, jak mi brakuje tych niekończących się rozmów o wszystkim i o niczym.. Kocham Cię. Wciąż chcę to ciągnąć, chcę walczyć. Nie mam zamiaru się ukrywać. Ty również musisz pokazać, że ci zależy, że jednak ciągle kochasz mnie bezwarunkowo i na zawsze. Wyjdźmy z tej pieprzonej szafy, pokażmy się ludziom. Zaryzykujmy dla miłości, dla nas.

Pojedyncze łzy, spłynęły po jego policzkach. A niebieskooki chłopak, nadal siedział w ogóle nie wzruszony słowami które padły z jego ust. Harry wreszcie zrozumiał, że Lou rezygnuje z nich. Tomlinsona przerosła wizja bycia oficjalnie razem. Co z tego, że przyjaciele przyjęli ich związek z otwartymi ramionami. Tak samo rodzina. Eleanor też nie skarżyła na to jak jej płacą, za bycie przykrywką i pokazywanie się na wystawnych imprezach.
Larry istniał dla nich, lecz nie miał prawa bytu dla świata. Nie dla Lou. Tomlinson stał się nieobecny, wpatrzony jak idiota w telefon. Właśnie udało mu się zakończyć coś co istniało, lecz nie miało szansy by ujrzeć światła dziennego.
Napisał coś.. Napisał i wysłał, klikając zwykłe nic nieznaczące ‘enter’.

- Tak, oczywiście Tomlinson.. Larry to gówno, nic nie warte wymysły psychicznie chorych fanek, które mają zbyt wybujałą wyobraźnie. Bo ty przecież jesteś szczęśliwy z Eleanor. Mądrze..

Przecierając mokre policzki i oczy, w których zbierało się coraz więcej łez, nie kontrolował już siebie i swoich czynów. Myśli też nie. Miał tego dość. Tych głupich gierek. Tych kłamstw. wiedział jaka jest prawda, czekał tylko na moment kiedy Louis się przyzna. Lub wcale nie odezwie.

"Chciałbym z Tobą pójść, lecz nie umiem stawiać kroków
Nie pamiętam już, jak mam czytać z Twoich oczu
Nie potrafię wypowiadać słów
I w milczeniu odgaduję co mógł znaczyć ruch Twoich źrenic



Harry zrozumiał kilka rzeczy. Czuł jak jego policzki, aż palą się od złości i tej całej pierdolonej niemocy. Stracił swoją moc, swoją siłę. Po tym jak Louis zdecydowanie postanowił się nie odzywać i zakończyć to co ich łączyło, to co inni uważali za idealne a zarazem przerażające. Wycedził przez zęby, nie potrafiąc się pohamować. Podjął ostateczną decyzję.

- Traciłem tylko czas na nic nie wartego dupka i cholernego tchórza jakim jesteś ty. Tak, jesteś tchórzem, nie potrafisz walczyć o to na czym ci zależy. Zależało ci kiedykolwiek na mnie? Czy lubiłeś być po prostu rżnięty w dupę?



Chciałbym z Tobą pójść, lecz nie umiem stawiać kroków
Nie pamiętam już, jak mam czytać z Twoich oczu
Nie potrawie wypowiadać słów
I na pewno nie odgadnę czy chcesz  ze mną pójść przez szaleństwo.."



Nic nie zrobił, zamknął się na dobre. Lou do niczego się nie przyznał, po prostu uświadomił sobie, że to co robią jest cholernie złe i nieodpowiednie. Tak sobie wmawiał. Management przecież mógł mieć rację? Że to głupota, że zniszczą siebie. Świat.
CHOLERNIE GŁUPIE ARGUMENTY. KTÓRYM CHOLERNIE GŁUPI LOUIS UWIERZYŁ! Podpisał CHOLERNIE GŁUPI KONTRAKT.
Przecież powinien trzymać się Eleanor i to z nią założyć rodzinę, a nie trwać w chorym związku bez przyszłości. To nie ją kochał lecz jego. Gdyby Harry znał prawdę.. Gdyby Louis był z nim do końca szczery..

Wtedy widział go po raz ostatni.

Odszedł. Razem z nim odeszła dusza Louis'ego, jego serce, pogoda ducha. Wszystko w jego życiu straciło sens, w momencie gdzie zabrakło czułości i namiętnego dotyku Styles'a.



"Czy tęskniłbyś za mną, gdybym wyszedł i nie wrócił?
Gdybyś nie mógł mnie znaleźć wśród innych ludzi?
Wśród twarzy, wśród dłoni, wśród osób.
Jak szybko byś zapomniał, jaki mam kolor oczu
Jaki mam odcień włosów, jak szybko bije mi serce?
Gdybyś miał mnie nie zobaczyć,co zrobiłbyś w przed dzień?"


Zdecydowanie tęsknił za nim. Nie wiedział nawet gdzie się podział, co się z nim stało. Czy wszystko w porządku? Czy żyje? Czy aby na pewno nie zrobił sobie krzywdy? Przecież on jest taki kruchy emocjonalnie. Lou nigdy nie zapomniał jak bardzo zauroczył się w tych kręconych kasztanowych włosach. Tych szmaragdowych oczach, w których było widać jak bardzo kocha niebieskookiego. Wtedy jeszcze nie wiedział, że popełnił największy błąd w swoim życiu..
Pozwolił mu odejść bez słowa, dał mu wolną rękę. Nie zdawał sobie sprawy co się z nim stanie po odejściu jego.... miłości.


Teraz to wie.

Teraz żałuje.

Gdyby mógł cofnąć czas wyszedłby na ulice i wykrzyczał jak bardzo go kocha. Nie popełniłby tego samego błędu.

Teraz on cierpi.

Teraz wie co czuł Harry.

Teraz umiera z tęsknoty.

Teraz..

Przesiadywał całe dnie w łazience, przy toalecie. Dlaczego? Proste.

Staczał się.

Pił.

Czasem ćpał.

Upijał się do nieprzytomności w zaciszu własnego domu, najlepszą whiskey w mieście.

Zawsze w tym samym miejscu. 

Uznał, że tak będzie lepiej.

Nie ryzykował sprzątaniem swoich wymiocin.

Jego codzienny rytuał.

Użalania się nad samym sobą.

Któregoś dnia coś go tchnęło.

Znalazł inny sposób.

Postanowił przelać wszystkie żale do samego siebie.

Wziął do ręki notes.

I zaczął pisać..




22 grudzień 2012

Drogi pamiętniku,  
Ja Louis Tomlinson jestem nieczułym idiotą i nawet nie pytaj dlaczego. Przyjdzie z czasem. Wiesz, że dzisiaj mijają dokładnie dwa miesiące odkąd ON odszedł? To trochę ckliwe, jestem dorosłym facetem a leżę na podłodze z notesem na środku łazienki pisząc o NIM. Nawet nie potrafię napisać jego imienia, pomyśleć że się boję.. Wiesz jak to się kończy, prawda? Za każdym razem wypłakuję siebie nad tobą, stajesz się w takich chwilach poszkodowany. 

Przepraszam.

 Powinienem zacząć od początku? Jak się zaczęło? 
Powinno mi ulżyć, jeśli wygadam się tobie.. Nikt inny nie chce mnie słuchać. 

Pokłóciliśmy się.

O moją głupotę. W sumie o jego też. On nie wiedział, że ktoś nas wsypał. Że management wiedział. Że byliśmy zagrożeni. Musiałem podpisać jebany kontrakt.  Nigdy nie kochałem Eleanor, tuż po JEGO odejściu zerwałem kontrakt z Calder. Nie było warto ciągnąć tego, skoro H. uciekł. Z nikim nie rozmawiał, z nikim się nie kontaktował. Nasz zespół się rozpadł. A miał trwać wieki.. 

JESTEŚ CHOLERNYM DUPKIEM TOMLINSON. WBIJ TO SOBIE DO PUSTEGO ŁBA. ON NIE WRÓCI.

Sam pozwoliłem mu odejść.

Odezwę się za miesiąc. Zobaczymy jak daleko zajdzie moja depresja. Postanowiłem nie pić. Módlmy się o jakiś postęp w odkochaniu się w NIM i zapomnieniu..




Dało mu to troszkę ukojenia.

Nie bolało już tak.

Nawet przestał pić.

Na ile?

Przez dwa tygodnie nie pił.

Dobrze mu szło.

Gdy.. 

W jego porannej gazecie zobaczył..

JEGO a z nim.. 

Nick’a Grimshaw’a.

Strzał prosto w serce.

Znów sięgnął do nocnej szafki. 

Whiskey stała się jego wybawicielką.

 Chyba nigdy nie oduczy się wyciągania ręki po alkohol..

Narkotyki odstawił.

Do czasu...

Gdy znów pojawiły się zdjęcia.

Z różnych klubów dla Gejów.

Wchodził i wychodził z przedziwnymi typami.

Czyli on już zapominał?

Jest dorosły, tak?

Głupi Louis.

Albo starał się zapomnieć?

Minęły trzy miesiące. 

A on nadal nie wie co ze sobą zrobić.



22 styczeń 2013

Drogi pamiętniku,
Witam cię po miesięcznej przerwie. Co się wydarzyło? Niewiele. Piszę to, pijąc już drugą butelkę whiskey. Uodporniam się na alkohol, bo zanim odszedł.. zanim zacząłem pić.. upijałem się jedną szklaneczką. ROZCIEŃCZONĄ Z WODĄ. Chyba zacznę pić jakąś wysokoprocentową wódkę. Tylko alkohol mi pomaga zapomnieć w jakimś stopniu. Przecież to on stanowi zagrożenie, tak? Nie myślę już trzeźwo. Wypalają się moje szare komórki. 

"If I had just one more day 
I would tell you how much that I've missed you 
Since you've been away 
Ooh, it's dangerous 
It's so out of line 
To try and turn back time"

Skończył już 19 lat. Miło by było zobaczyć go na żywo, a nie na tych tandetnych zdjęciach z gazet lub plotkarskich portalach. 
Dotknąć jego loków, które pachną wanilią. Nadal czuję zapach jego perfum w swoim pokoju. Wszędzie czuję jego zapach.. WSZĘDZIE. 

Zostałem sam.

Chłopcy zajęli się sobą. Nawet już do mnie nie dzwonią. Po rozpadzie One Direction, nasza przyjaźń przepadła. To była moja wina. To jest moja wina!

"Ohh. I'm sorry for blaming you
For everything I just couldn't do
And I've hurt myself by hurting you"


LOUIS ZNOWU ZJEBAŁEŚ. GDYBYŚ COŚ ZROBIŁ, ON BY ZOSTAŁ!
ZESPÓŁ BY ISTNIAŁ.
NIE ZAWIÓDŁBYŚ TYLU FANÓW!
SWOICH BYŁYCH PRZYJACIÓŁ.

Jestem żałosny..
Chciałbym go dotknąć. Wpić się w jego wargi. Jakby miałby to być nasz ostatni pocałunek. Zobaczymy jak przeżyję kolejny miesiąc bez niego. Ciekawe co?



"Kochaj mnie
Kochaj mnie
Kochaj mnie nieprzytomnie
Jak zapalniczka płomień
Jak sucha studnia wodę
Kochaj mnie namiętnie tak,
Jakby świat się skończyć miał"



On go tak kocha..

Tak nieprzytomnie.

Dla niego byłby gotów oddać wszystko.

By tylko mógł chociaż RAZ, go usłyszeć.

Byłby gotów zrobić wszystko.

Ciekawe czy by docenił jego starania.

Nadal pił.

Tym razem z umiarem.

Robił niewielkie postępy.

Zapominał.

W jaki sposób?

Dał upust swoim psychicznym cierpieniom.

Jak?

Znowu prosta odpowiedź.

Przyłożył ostrze.

Ostrze noża.

Żyletki były takie mało oryginalne.

Nóż.

Był tym czego potrzebował.

Nowy przyjaciel.

Z każdym sunięciem metalowego narzędzia.

Czuł się pusty.

W ten dobry sposób.

Może stał się nieodpowiedzialny.

Ale dla kogo miał być?

Zawsze musiał GO pilnować.

To dla niego wiedział kiedy trzeba przestać.

Gdy zniknął, nie miało sensu bycie rozsądnym.

Liczyło się ukojenie cierpienia.

Co z tego, że ból fizyczny dawał się we znaki.

Ten ból który miał odejść..

Odchodził.

Koniec trzeciego miesiąca cierpień.

Początek czwartego.



22 luty 2013

Drogi pamiętniku,
Znalazłem wspaniały sposób na ucieczkę. Dla mnie jest on jednym z najlepszych pomysłów jakie miałem dotychczas. Naprawdę. Jestem chory psychicznie. Inaczej bym tego nie robił. 

HARRY TO TWOJA WINA. JA ZWARIOWAŁEM.

Już nie boję się pisać i wymawiać Twojego imienia. Nie działa tak na mnie, jak w pierwszych tygodniach. Czyżbym zapominał? 

Nadzieja umiera ostatnia.

Do zobaczenia za kolejny miesiąc. 
Brzmię jak desperat.
jestem nim.




Czyżby zapomniał?

Zapomniał jak.. 

Jak smakują jego wargi? 

Jak lśnią jego oczy? 

Te dwa kryształki szczęścia?

Czyżby nie czuł dreszczy na ciele, gdy.. 

Gdy wspomina ich wtedy nic nieznaczące gesty?

Tak bardzo by chciał zapominać..

Jego zbyt bujna wyobraźnia płata mu figle.

Często jego pamięć staje się jak za mgłą. 

Częściej pamięta wszystko z każdym najdrobniejszym szczegółem.

On wcale nie zapominał. 

Pamiętał o wiele lepiej niż powinien.

Dziwne, jak ludzki mózg potrafi płatać takie numery.

Z każdym dniem cierpiał coraz bardziej.

Alkohol nie dawał ukojenia.

Słyszał głosy.

Ból w nadgarstkach też nie dawał już tego spokoju.

Myśli kołatały się po jego głowie.

Widział go.

Śnił się mu.

Ma zwidy?

Całkiem zwariował?

Boże.


Słyszę jak mówi, woła mnie gdzieś z sypialni,
spotykam mój wzrok z jego oczami,
mocno chwytam jego dłoń i oddalam się z nim
i dotykam jego ust wargami i...
wymyka mi się z rąk przez palce,
dotykam jego ostatni raz opuszkami
próbując złapać i zatrzymać go na zawsze
upuszczam go i zabijam coś między nami.

Mógłbym przysiąc - był tutaj przed chwilą,
ciężko dysząc trzymaliśmy się mocno.
Chciałbym umieć mu pokazać tą miłość,
którą czuję nawet teraz mocniej niż na początku.

Chciałbym pomóc jemu w nas jeszcze uwierzyć i
zawsze być przy nim i być potrzebny.
Rzeczywistość już mnie nie przeraża jak kiedyś, ale
bez niego jestem pusty nawet gdy idę przed siebie.

On czuje że nie będzie szczęśliwy, nie ze mną -
czas upływa mi z takim obrazem.
Czuję, że za mało czasu nam tu zostało, by
pozwolić sobie na to by nie być razem...



Takie sny zbyt często go nawiedzały.

Chyba potrzebuje psychiatry.

Zaczął widywać jego duchy.

Rozmawiał z nimi.

Prochy.

To ich zasługa.

Tak wiele im zawdzięczał.

Czuł się pełny.

Lubił to uczucie.

Odpływał.

Do swojego własnego świata.

Razem z nim.

Mógł być z nim.

Cieszyć się tym.

Wtedy czar prysł.

Nic nie trwa wiecznie.

Uczucie do kogoś..

Miłość.

To się nigdy nie zmienia.

Był zły.

Wciąż jest.

Ciągle mu brakuje.

Niedługo skończy się kasa.

Wtedy skończą się szczęśliwe chwile.

Sam na sam.

Depresja.

Cholerna.

Depresja.

Harry.

Cholerny Harry.

Tak dłużej być nie może!

Nikt by nie pomyślał, że się stoczy.

A jednak.

Lecz on chce się podnieść.

Odbić od dna.

Wybrał numer.

Nieważne czy to pomoże.

Liczy się każdy ruch, każdy gest.

Nowy miesiąc. Nowy początek.

Może lepszy?

Może gorszy?


22 marzec 2013

Drogi pamiętniku,
Zrobiłem coś. Chyba mogę być z siebie dumny. Chcę go odnaleźć. Nieważne czy chce ze mną rozmawiać czy nie! Odnajdę go i nakopię mu do dupy za to, że miał rację i uświadomił mi, że jestem kompletnym idiotą. Przepraszam. Muszę przeprosić. Muszę się nauczyć, muszę przemyśleć co powiedzieć. Jak się za to zabrać? Wybaczy mi? MUSI! Umrę młodo bez jego miłości. Bez jego dotyku. Głosu, oczu. Przy mnie. Tu jest jego miejsce.

KOCHAM CIĘ HARRY.

Ostatnio mało jem.
Chyba wina alkoholu. Prochów. Wszystkiego. Jakoś nie mam ochoty. Mało też wychodzę z domu. 

Detektyw go znajdzie.
Obiecał mi.

Za miesiąc.. Dowiesz się czy udało mi się doprowadzić do porządku.

Tak bardzo Cię kocham.




Ostatnim miesiącem po prostu...

Żył.

Starał się normalnie jeść.

Już nie pić.

Nie ćpać.

Czasami miał chwile słabości.

Wtedy znów się staczał.

Lecz każda dobra wiadomość od detektywa stawiała go na równe nogi. 

Budził się z depresji. 

Coraz lepiej wychodziło mu życie.

Bez niego.

Dlaczego?

Bo już niedługo miał.. miał się z nim spotkać?

Było coraz bliżej.

Chciał pokazać mu, że zaczął dawać sobie radę z tym wszystkim.

Ten ciężar z czasem zniknie, prawda?

Liczył na to.

Coraz lepsze początki.



22 kwiecień 2013

Drogi pamiętniku,
Żyję dzięki myśli, że któregoś pięknego dnia ujrzę jego roześmianą twarz. Powinieneś powiedzieć, że jesteś ze mnie dumny bo robię WIELKIE postępy. Detektyw też. Wiem, cholerna głupota śledzić Harry'ego. Nie mam wyjścia. Sam bym tego nie zrobił. Oni są w tym dobrzy. Ja sam nie nadaję się do niczego.

Znów śpiewam.

Zapomniałem jak cudowne ukojenie daje śpiew! Gdybym tylko pomyślał. Nie robił bym tych głupstw. Żałuję. Teraz wiem. Wiem wszystko. Przemyślałem sobie mnóstwo rzeczy. 

Jestem gotowy.



~*~
Maj.

Chłopak na skraju wytrzymałości swojej psychiki dostał telefon. To było coś. Nigdy nie czuł się tak podekscytowany, a raczej zdenerwowany, wręcz roztrzęsiony.. To był ten dzień. TEN CZAS! Łzy cisnęły się do jego oczy w tak błyskawicznym tempie. To dziwne, że wciąż miał czym płakać. Te sześć miesięcy płakał co noc. Zdecydowanie o sześć miesięcy za długo czekał na tą chwilę.

Telefon zabrzęczał.

SMS.

Adres.

Długo nie musiał myśleć.

Samochód.

Ulica.

Pedał gazu.

Tak bardzo pragnął go dotknąć. 

Przeprosić. 

Zrobić ten głupi pierwszy krok ku jego psychicznego spokoju.

Miał rację.

Nadzieja umiera ostatnia.

Cały czas marzył o tym dniu.

Tak długo marzył. Tak długo żył nadzieją.

Jego stan się poprawił.

Powoli się odbijał od dna.

A dzisiaj miało być to ostateczne odbicie.

Marzył.

Śnił.

Modlił.

Prosił.

Chciał.

Pragnął.

Zanim się obejrzał nacisnął hamulec i szybkim krokiem wyskoczył z auta. Nawet nie blokując drzwi, co z tego, że mogą go okraść? Nic nie jest ważniejsze od Harry'ego.

Biegł.

Biegł..

Stanął przed drzwiami.

Wziął głęboki wdech.

Wydech.

Wdech.

Wydech.

Zapukał.

Nic.

Stał jak słup soli.

Usłyszał kroki.

Odetchnął.

Wdech.

Wydech.

Przysiadł na zimnym podeście.

Słyszał jak ktoś oparł się o drzwi. 

To była jego szansa. 

Cicho westchnął. 

Cały się trząsł. 

Nie miał kompletnego pojęcia, czy da sobie rade i nie palnie czegoś co skreśli jego marzenie.

Harry nadal stał pod drzwiami, wiedział, że to Louis.

Wiedział. 

Czekał na tą chwilę. 

Pragnął  jej tak samo jak Tomlinson.

 Dał mu szansę.

Rozluźnił się.

Poprawił się na posadzce.

Serce waliło jak oszalałe.

Cicho zaczął mówić.

Zaczął swój żałosny monolog, który był jego jedyną deską ratunku.

- To prawda, w życiu przychodzi taki moment gdzie trzeba zmian. Gdzie to jest silniejsze od Ciebie, a tak naprawdę tego nie chcesz? Chcesz żyć tym co było wcześniej, nawet jeśli jest to niemożliwe. Pragniesz tego jak niczego innego, z tą świadomością, że tak trudno jest się pozbierać po wszystkim, co było tak ważne i  wspaniałe. Cholernie nieosiągalne. Boli, prawda? Nie potrafię sobie z tym poradzić. Nadal to do mnie nie dociera, wciąż żyję tą jebaną przeszłością. Powinienem pójść na przód, myślisz? Ja sobie nie radziłem, nie poradzę, już teraz sobie nie radzę, a co dopiero gdybym miał ruszyć przed siebie.. Moja dusza odeszła, mojej duszy nie ma.
Jest coraz gorzej, jednym słowem fatalnie. Fatalnie? To mało powiedziane, gdybym mógł wcześniej zrozumieć kim jestem, skończyłoby się to całkiem inaczej. Gdybym wcześniej zrozumiał jak ważny dla mnie jesteś. Tylko czemu jestem tak uparty? Nie mogłem znieść tego, że jestem inny, a Ty się z tym ot tak pogodziłeś. Myślę, że było Ci łatwiej. Wiedziałeś o tym, nie przeszkadzało Ci to, a ja? Nie mogłem pojąć tego, że się starasz a ja wszystko niszczę. Zniszczyłem siebie. Ciebie. NAS.
Męczę się z tą wiadomością, że Ciebie już nie ma. Dałem Ci odejść, bo jeśli się kogoś kocha, powinno się dać mu wolną rękę. Chciałem żebyś był szczęśliwy beze mnie, ale ja bez Ciebie jestem nikim. Czemu jestem idiotą? Nieczułym idiotą który pozwolił odejść swojej jedynej, największej miłości ze względu na to, że jest dupkiem i nie chciał tego? Czasu nie cofnę, nawet sobie nie wyobrażasz jak teraz, bardzo pragnę Twojego dotyku. Oddechu który połaskocze mnie po skórze, gdy będziesz chciał skraść poranny pocałunek z moich warg. Żałuję każdej nocy, wiesz? Każdej nocy leżąc w łóżku, myślę jakby to teraz z nami było: leżelibyśmy razem w jednej sypialni, dzieląc wspólnie łóżko. Wtuleni w siebie. Przyznaj, Ty też masz takie wizje co noc.
Nie oszukujmy się.. Brakuje mi Ciebie, tamtych chwil gdzie żaden z nas nie myślał o miłości, gdzie wszystko było takie proste i poukładane. Wtedy miałem Ciebie.. Kurwa! Nie ma Ciebie i nie będzie. Nie ma mnie. Zabrałeś mnie ze sobą, część mnie.. Tą częścią jesteś Ty. Czuję pustkę i nikt nie może jej wypełnić. Nikt oprócz Ciebie, Harry.
Wiesz, że teraz moim marzeniem jest to, żebyś wrócił i wybaczył mi tą głupotę? Wybaczyłbyś mi, prawda? Powiedz, że tak.. Ja nie potrafię sobie wybaczyć, nigdy sobie tego nie wybaczę. Jesteś dla mnie jak zakazany owoc. Odrzuciłem możliwość podzielenia się tą wiadomością z innymi. Jesteś jak cholerny narkotyk, który uzależnia z dnia na dzień jeszcze bardziej. Żadna głupia terapia by mi nie pomogła. Wiesz co by pomogło? Twoja obecność. Aż tak bardzo bałem się odrzucenia ze strony ludzi dookoła.. Ty nie przejmowałeś się tym, wyłożyłeś karty na stół i wszyscy wiedzą o Twojej odmienności.
Czemu pozwoliłeś mi tak postąpić? Byłeś przy mnie gdy Ciebie potrzebowałem, czemu to się zmieniło? Głupio się pytam, przecież znam odpowiedź. Czemu ja nie zrobiłem niczego żeby być z Tobą wcześniej? Obiecałem Ci, że bez znaczenia co się wydarzy będę z Tobą!
Złamałem swoją obietnicę, przepraszam, Harry.. Daj mi szansę.

To uczucie pożerało go od środka. To poczucie winy, bo to przecież jego wina, teraz przez swoje niezdecydowanie stał pod drzwiami chłopaka o bujnej kędzierzawej fryzurze, czekając aż wreszcie ten zechce otworzyć mu drzwi.
Chciał go zobaczyć. Tak długo nie widział tego nieziemsko pięknego spojrzenia. Te zielone oczy które przeszywały go na wskroś. Niebiański uśmiech, a gdy się uśmiechał policzki zdobiły dwa małe dołeczki. Wyglądał uroczo.
Nawet w tej chwili, gdy był załamany, wspominając każdy detal jego twarzy, uśmiechnął się. Tak właśnie, uśmiechnął się. Wspomnienia, które z jednej strony bolały starszego chłopaka, a z drugiej rozweselały w dużym stopniu tego znaczenia. Wszystkie słowa które wypowiedział, były tak szczere jak jeszcze nigdy. Nie pamiętał kiedy wyznał komukolwiek miłość w tak nietypowy sposób, na dodatek każde słowo było jak najbardziej pełne żalu, miłości i chęci bliskości drugiej osoby.
Westchnął głośno, powoli tracił nadzieję, że jeszcze ujrzy twarz.. twarz osoby która nadaje sens jego życiu. Niespodziewanie zacząć szlochać, tak po prostu szlochać. Ostatnie iskry jego nadziei gasły..

- Czuję, że nie chcesz ze mną rozmawiać. Jestem pewny, że stoisz przy drzwiach i słuchasz wszystkiego co mówię. Te 6 miesięcy sprawiły, że wreszcie zrozumiałem swój błąd. Pamiętasz dzień w którym odszedłeś? Tego samego dnia zerwałem z El. Dotarło do mnie, że to nie z nią chcę spędzić resztę swojego życia.. Management o nas wiedział.. ktoś.. ktoś mu doniósł. Przeraziłem się! Musiałem tak zrobić. Czemu mnie nie powstrzymałeś?! Przed utratą Ciebie? Przepraszam. Mogłem być z Tobą szczery od początku. Postąpiłem nieodpowiedzialnie! Podpisałem kontrakt z Eleanor by nasze życie było normalnie. Moje i Twoje. Czuję się głupio.. mówiąc do drzwi, Harry jeśli mnie słyszysz zapukaj 2 razy.

Chłopak kolejny raz westchnął, miał zamiar się już poddać. Zdał sobie sprawę, że już go nie odzyska, że to nie to, że czas się wycofać, ale coś go powstrzymało. Jego serce nagle stanęło, a zza drzwi wydobyło się ciche pukanie. Teraz? Teraz Louis odetchnął z ulgą, tym razem pewniej usiadł na zimnej posadce. Chciał znów zaczął się tłumaczyć, lecz znów mu przerwano.

- Odejdź. Idź.. Nie wracaj. Zostaw mnie..

To co usłyszał zabolało go. Bardzo, teraz to on został odtrącony. Był coraz bardziej wściekły na samego siebie, że zrobił to młodszemu chłopakowi. On cierpiał. Jego serce przez moment cieszyło się, że usłyszał jego głos, że ma szansę na to, żeby się pozbierać, ale nagle znowu jego świat się zawalił.

- Chcesz żebym odszedł? Naprawdę chcesz, żebym zniknął, na zawsze? Harry zostawiłeś mnie. Ja do tego doprowadziłem. Przepraszam.. Gdybym wiedział jak to się potoczy. Że odejdziesz.. Zrobiłbym wszystko byś został. Nie chciałem byś odchodził.. byś uciekał.

Wyjęczał pod nosem, czując już jak jego oczy powoli zaczynają łzawić.
Czy to miało znaczyć koniec? Koniec jego? Nie chciał żyć bez loczka. Nien nie to, że nie chciał. Nie potrafił. Te 6 miesięcy było udręką, która przemieniła się w depresję, właśnie tak. Nigdy nie miał problemów ze sobą. Zawsze się ze sobą rozumiał, a teraz? Ciągle się sam o to pyta, ale on dobrze zna odpowiedź, tylko boi się do tego przyznać, boi się sam sobie odpowiedzieć na to jak skrzywdził osobę tak bliską jego sercu. Kolejne strugi łez spłynęły po rozgrzanych policzkach.

- Nie, Lou.. Ty tego chciałeś. Pamiętam dzień w którym odszedłem. Pamiętam go doskonale, tak samo jak pamiętam dzień wcześniej. Wtedy się to stało. Znowu mnie zawiodłeś. Na każdym kroku robiłeś wszystko by 'Larry'ego' nie było. Dałem Ci wybór.. - załkał zielonooki. - Czekałem, aż wreszcie coś z siebie wydusisz, nic nie powiedziałeś, pamiętasz? A to znaczyło tylko jedno, że muszę odejść. Że chcesz być sam. Ja to tak odebrałem, mimo, iż nie miałeś tego na myśli, tak czułem. W tym momencie chcę żebyś mnie zostawił, tak ja Ciebie, bo tak miało być. Nie chciałeś i chciałeś tego jednocześnie, Lou.

Usłyszał go.

Znowu.

Przez drzwi.

Jego imię, w ustach Hazzy brzmiało tak..tak idealnie.

Słowa loczka zabolały go jeszcze bardziej niż wszystko inne.

Miał rację.

Chciał.

Oszukiwał się tyle czasu.

Zwalał winę na innych.

Sam był wszystkiemu winien.

Mógł uważać.

Pomyśleć.

A czy głupi Louis myśli?

Skoro jest głupi, to nie myśli.

Nie myślał.

Dopóki nie poczuł straty jedynej najważniejszej rzeczy w jego życiu.

Harry Styles.


- Harry, to nie tak. Chciałem poukładać sobie to wszystko w coś sensownego. Nie dałeś mi wtedy szansy! Uciekłeś! A ja Ci na to pozwoliłem. Nie chciałem zmuszać Cię do trwania przy mnie, dlatego Ciebie nie szukałem. Żyłem z nadzieją, że któregoś dnia wrócisz i będzie jak dawniej. Przeliczyłem się. Śniłeś mi się praktycznie co noc, a to znaczyło, że cholernie tęsknie. Ukazywałeś mi się. Byłeś zjawą. Z tęsknoty zwariowałem. Ćpałem. Piłem. Okaleczałem się. Teraz proszę o to głupią szansę, którą zmarnowałem tamtego dnia.

Pękło mu serce słysząc łamiący się z każdym wyrazem głos przyjaciela.
Przyjaciela?
Mógł go jeszcze tak nazywać?
Nie widzieli się tak długo, a on nadal trzymał go na dystans. Bał się, bał się, reakcji gdy go zobaczy. Im dłużej czekał, tym bardziej miał ochotę wyrwać drzwi z zawiasów i spojrzeć w te niebiesko-szare tęczówki, które znał na pamięć. Ta potrzeba by go ujrzeć była silniejsza. Zrobił to. Powoli złapał za klamkę i otworzył drzwi. Drzwi do swojego serca? Chyba tak. Starszy chłopak nie spodziewał się takiego czynu ze strony młodszego, co go ucieszyło.
Mógł go zobaczyć. Stał w progu, podpierając się o framugę drzwi. Patrzył na niego. Wpatrywał się jak w obrazek. Nie zrobił nic, po prostu patrzył. Czuł, ze musiał go zobaczyć. Czuł się winny wszystkiemu co się stało. Ale przecież mógł go zatrzymać, wystarczyły dwa słowa. Stchórzył.. On tego nie zrobił, dał mu odejść co bolało jeszcze bardziej.

- Ha-Ha-Harry… - wydukał speszony, zmienił się. Zmężniał, na jego niegdyś gładkiej twarzy pojawił się delikatny zarost.

Dojrzał, wydoroślał, Pomyślał Lou. Zaś on sam się staczał.

- Ko- kocham Cię..

Padł na kolana, pierwszy raz wypowiedział te słowa na głos. Nie w myślach.
Na głos, prosto w twarz miłości swego życia.
Jego szloch zmienił się w histeryczny płacz. Po raz kolejny zrozumiał jaki błąd popełnił. Chłopak którego darzy głębszym uczuciem wreszcie dojrzał, czego on nie potrafił zrobić przez te pół roku. Poddał się rozpaczy swojej bezradności, wracał do niego w snach.. Nigdy realnie, a te sny z nocy na noc stawały się straszniejsze i prawdziwsze. Stawał przed nim ze łzami w oczach, szepcząc jak bardzo go kocha, a jednocześnie nienawidzi za swój czyn, za jego czyn, za ich czyn. Za ich tchórzostwo. Oboje byli winni, prawda? Bo żaden nie zrobił pierwszego kroku. No dobrze Lou zrobił, według niego zdecydowanie za późno. Ale to oznaczało, że wciąż się nie poddawał, a były takie momenty gdzie pragnął odebrać sobie życie z powodu braku siebie. Jego dusza odeszła, tak?

Mało brakowało, by sam Harry popadł w rozpacz, to uczucie powoli zabijało go od środka. Kochał Louis’ego bardziej, nawet jeśli usłyszał te dwa słowa dopiero teraz..
Może tak miało być? Musieli oboje zrozumieć jak siebie kochają, jak bardzo są sobie pisani. Takie było ich przeznaczenie, bo jak wytłumaczyć to w inny sposób? Miłość jaką do siebie darzyli była inna.. Zdecydowanie inna, ale nie dziwna. Wręcz piękna, bo rzadko kiedy spotyka się tak dobranych do siebie ludzi, którzy patrzą na siebie z takim uczuciem, pożądaniem, delikatnością. To było coś, czego brakowało w  wielu związkach, ale nie w ich.
Ich związku nie było.
Nie oficjalnie, ale w głębi duszy chcieli budzić się w swoich ramionach co rano i zasypiać co noc. Tym razem nie pozwoliliby na rozpad, na ten stan. Walczyliby.

- Twoje marzenie się spełniło, Lou. 

 Wyszeptał Harry, chcąc podnieść go na duchu. Przykucnął przy chłopaku i objął go delikatnie swych ramieniem, bojąc się tego, jak kruchy stał się jego ukochany. Starał się  nie zamartwiać w takiej sytuacji, chciał się nią cieszyć, bo tak to jest gdy miłość sobie przeznaczona, wreszcie może się stać silniejsza niż kiedykolwiek. Odbudowywana na nowo, by wzmocnić ich więź. To było to. Ich czas. Starszy chłopak wtulił się w młodszego.
Czuł się bezpieczny, kochany. Wreszcie mógł czuć się potrzebny, jego chęci do życia wracały i to dzięki temu głupiemu incydentowi. Musiał dojrzeć do tego, iż kocha go całym sobą.
Uśmiechnął się poprzez łzy, już drugi raz tego dnia. Ich oczy się spotkały, Harry ujął jego podbródek.

Zatracił się w jego spojrzeniu. Oczy Tomlinson'a wydawały się głębsze niż dotychczas. Louis poczuł się wreszcie pełny, on wypełnił jego pustkę. Opuszkami palców sunął po zaroście 19-latka. Dłońmi przejechał po jego policzkach, coraz głębiej wpatrując się w tęczówki zielonookiego. Tym razem ujął je delikatnie, wpatrywał się z fascynacją.
To cały jego świat. Harry to jego świat.
Podparli się o własne czoła, z uśmiechem nadal przyglądając się ruchom drugiego. Nadszedł moment w którym miało się to stać. Ich twarze zbliżały się coraz bardziej. Powieki się przymknęły, zasłaniając sobą iskrzące się tęczówki od radości, która ich rozsadzała.
 Ostatnie milimetry..
Oddechy się mieszały, delikatnie łaskotały ich twarze. Miała to być magiczna chwila, no i była. Ciepło po ich ciałach rozlało się momentalnie, gdy wargi złączyły się w całość. Idealnie do siebie pasowały. Delikatnie wargi, w czułym pocałunku. Tak nieśmiałym. Różnił się od wszystkich innych, które składali na swoich wargach przed burzliwym rozstaniem. To zdecydowanie najlepszy pocałunek jego życia. Louis’ego cieszył fakt, iż codziennie będzie mógł się nim rozkoszować na nowo. Bo w końcu..

Odbił się od dna.

Żył.

Funkcjonował.

Był kochany.

Kochał.

Pragnął.

Jego również pragnięto.

Pustka została wypełniona.

Bo Harry wciąż go kochał.

Nawet mocniej niż poprzednio.

Co z tego, że świat się dowie.

Co z tego?

Mają siebie.

I będą mieli.

Bo taki już ich los.

Przeznaczenie.

Miłość.

Ból.

Cierpienie.

Szczęście.

Uniesienie.

Upadek.

Wybicie.

Wszystko było im pisane..

Bo najpierw trzeba coś stracić, by to docenić. 

Żeby odzyskać, trzeba się zmienić.