The Ghost Love: One.

Lekki podmuch wiatru z otwartych drzwi balkonowych obudził mnie z samego rana. Nie mogłem jednak narzekać. Mówią, że pierwsza noc w nowym miejscu zwiastuje to, jaki będzie cały rok. Mogę więc sądzić, że mój będzie... zaskakujący? Tak, to chyba dobre słowo. Otworzyłem szeroko oczy i rozejrzałem się po pokoju. Nie był duży, ale białe ściany i duże okna sprawiały, że automatycznie wydawał się bardziej przestronny. Naprzeciwko łóżka wisiał duży zegar z kukułką, na którym widniała godzina 7:30. Postanowiłem więc trochę poleniuchować, odprężyć się. W końcu po ostatnich wydarzeniach jak najbardziej mi się to należało. Tu wreszcie czułem się bezpieczny. Nie musiałem martwić się o to, czy jak wyjdę z kamienicy ktoś dopadnie mnie od tyłu i wciągnie do samochodu, po czym będzie próbował wybić mi z głowy tą "fanaberię", jak nazywał to ojciec. Nigdy nie pogodzi się z tym, że w jego rodzinie jest homoseksualista.​ To ujma na jego honorze. Czyli mam jeden, nowy wniosek: Bycie gejem wcale nie jest złe, jeśli jest się w tolerancyjnym otoczeniu.

W mojej rodzinie nigdy nie było i nie może być kogoś takiego jak ja. Jeżeli więc ten nie chce wyprzeć się swojej orientacji, nie jest już jej członkiem.
-Louis! Louis do cholery!
 Do moich uszu doszedł charakterystyczny y dźwięk głosu mojego przyjaciela. Zniecierpliwiony​ Zayn, który od jakiejś godziny wydzwaniał na mój telefon i nie otrzymywał odpowiedzi, lenistwo całkowicie zawładnęło moim umysłem i ciałem, że kompletnie nie miałem siły by odebrać głupiego telefonu, lub chociaż dać znak życia. Głupi leniwy Louis, a głupi martwiący się o niego Zayn, przyszedł sprawdzić czy wszystko ze mną w porządku.
-Co? Stało się coś?
Dopiero teraz wyrwałem się z wcześniejszego letargu. Wspomnienia całkowicie potrafią mnie pochłonąć.
-Nie, wcale. Tylko od godziny próbuję się z tobą skontaktować, ale ty jak zwykle masz to w dupie. Nic to, że jesteś w nowym mieście, zupełnie sam, nie masz pracy, pieniędzy, ani nikogo oprócz mnie kto mógłby ci pomóc. Rusz tą dupę i idziemy!
-Aleee.. gdzie?
Zdezorientowany nieoczekiwanym gniewem Mulata, próbowałem zorientować się w całej sytuacji. Wysunąłem swój tyłek spod kołdry i zaspanym wzrokiem zmierzyłem przyjaciela. Nono, dzisiaj wyglądał przyzwoicie, jeszcze wczoraj miał ten swój trzydniowy zarost. Domyślam się, że Niall to lubi.
-Jeszcze pytasz? Do pracy Boo, do pracy! Idź się wykąp, ubierz w coś normalnego i zejdź na dół. Czekam w samochodzie.
Spojrzał się na mnie tym swoim morderczym wzrokiem, którego polowi zaczynałem się bać.
-Nie mów na mnie Boo, kretynie!
Rzuciłem jeszcze na odchodne Malik'owi który zniknął za drzwiami. Ruszyłem chwiejnym krokiem do łazienki, gdzie zamierzałem poddać się odprężającej kąpieli.

Leniwym ruchem ręki odkręciłem kurek i po chwili poczułem krople gorącej wody spływającej po moim nagim ciele. A jest ono niczego sobie. Jestem szczupły, ale umięśniony. Wysoki, ale nie za wysoki. Na moich ramionach i brzuchu rysowały się widoczne mięśnie, które świadczyły o mojej wzmożonej aktywności fizycznej. Lubiłem sport od dziecka. Należałem nawet do drużyny piłkarskiej, która odnosiła duże sukcesy w Doncaster. Niestety wraz z wyjazdem, musiałem zrezygnować z marzeń o zostaniu zawodowym piłkarzem.
Zawsze lubiłem brać długie, gorące prysznice. Odprężają mnie. Tym razem jednak czułem się jakoś dziwnie. Zwalałem to na nadmiar stresu związanego z ostatnimi wydarzeniami, ale coraz bardziej wydawało mi się, że może to nie to. Będąc tu dopiero jeden dzień, jednak czułem się jakbym nie był tu sam. Jakby ktoś nade mną czuwał, chronił, ale… przed czym? I kto?

Prysznic zaczął wariować. Co chwila zmieniała się temperatura wody. Raz była niesamowicie gorąca, później zaś lodowata. Zdezorientowany  próbowałem zakręcić kurek, jednak coś mnie powstrzymywało. Jakaś siła, której nie mogłem się oprzeć skierowała moją dłoń w dół, tuż przy niemałym przyrodzeniu. „Co jest kurwa?” – moje początkowe zdezorientowanie​ teraz przerodziło się w autentyczną złość. Nie potrafiłem jednak nic zrobić. Sam z siebie nigdy bym tego nie zrobił. W zasadzie… to nie dziwne, że chłopak w moim wieku ma ochotę na seks, ale żeby w taki sposób? Nie robiłem tego z własnej woli, coś mnie do tego pchało, dłonią ująłem swojego przyjaciela zaczynając od powolnych ruchów. Powoli, ale dokładnie poruszałem swoją dłonią wzdłuż i wszerz dolnej partii swojego ciała. Mijały sekundy, minuty, a mi jakby nadal nie było do końca dobrze. Całym ciężarem swojego ciała docisnąłem się do drzwi od kabiny prysznicowej i coraz szybszymi ruchami doprowadzałem sam siebie do granic możliwości. W końcu dane było mi się rozkoszować ostatnimi pociągnięciami dłoni w dół i, w górę. Dotrwałem do końca. Sięgnąłem zenitu. Zmęczony opadłem na śliską nawierzchnię i najzwyczajniej w świecie zasnąłem. Odpłynąłem.


...


Tego już nie można było nazwać wkurwieniem. Zayn, po raz kolejny dzisiejszego dnia, jak burza wpadł do mojego mieszkania. Nie, nie był zły. Był wściekły. Widok, który zastał przekraczając próg łazienki mógł jedynie pogłębić jego złość. Ja, Louis William Tomlinson, leżący całkiem nagi na zimnej posadzce, w środku kabiny prysznicowej. Nie tego chyba Mulat spodziewał się po starszym, wydawać by się mogło, dojrzalszym przyjacielu… Ale zaraz… ja śnię? Wymyśliłem sobie to wszystko? Nie… niemożliwe.

- Niall! Proszę Cię, nie wkurwiaj mnie jeszcze ty.
Głos Malika nieco mnie otrzeźwił, jednocześnie utwierdzając w przekonaniu, że to wszystko to jawa, a nie sen. No tak… dzwoni do Horana. Zawsze kiedy pakowaliśmy się w kłopoty, ten był naszą opoką, robił wszystko żeby pomóc. Tym razem jednak usłyszałem jedynie jego donośny, charakterystyczny śmiech, który brzmiał coś w rodzaju:
„Co ty pierdolisz?! Zrobił sobie dobrze? W łazience?” – Zaraz… o czym on? O KURWA! Dyskretnie, tak by szatyn nie zauważył, że już nie śpię, rozejrzałem się po łazience. Na ścianach widoczne były ślady białej mazi, ślady mojej spermy. Czyli to prawda. Zrobiłem sobie dobrze. Sam. We własnej łazience. Ja pierdole, Louis… staczasz się. Lepszym pomysłem byłoby wynajęcie sobie taniej dziwki, która zrobiłaby, co tylko bym chciał. Nie wiem, co mi odpierdoliło. Ulżyłem sobie, jak nigdy wcześniej i to niespełna świadomie…

- No mówię ci! Czekam sobie na niego spokojnie na dole, 10 minut, 15, 20, w końcu gdy dobiło do 30 nie wytrzymałem i wróciłem na górę. A tu nasza waćpanna śpi sobie słodko, wykończona robieniem sobie loda…
Komizm jego słów nie dał mi wyboru. Musiałem się roześmiać. W zasadzie to wybuchłem. Nie uszło to uwadze Malika. No to sobie przejebałeś Louis… Równie dobrze mogłem sobie zwalać codziennie, przez 24 godziny, byleby tylko nie odczuwać gniewu mojego kumpla.
- Zadzwonię później, królewicz wrócił do rzeczywistości.
Wymamrotał pocierając skronie i obrzucając mnie piorunującym spojrzeniem. Pozamiatane Louis, pozbędziesz się swojej przepięknej buźki. Zayn Ci to zagwarantuje.

– Niall...
Dodał jeszcze szybko, na co tamten chrząknął znacząco, nadal nie mogąc powstrzymać się od śmiechu.
Kocham Cię. 
To było urocze. Zazdroszczę im tej miłości. Wieź, jaka ich łączy jest niesamowita. Sam chciałbym słyszeć te słowa każdego ranka, budząc się w ramionach ukochanego.

...


Chyba mam dzisiaj farta, bo Malik mnie oszczędził. Nie obił mojej ślicznej buźki, ani nic w tym rodzaju. Najzwyczajniej w świecie darował mi życie.
Postanowiłem więc już więcej nie psuć mu nerwów i posłusznie zszedłem za nim do samochodu. Po drodze do baru, który był jakieś 15 minut drogi od mojej kamienicy, dowiedziałem się, że prawdopodobnie mają dla mnie tam pracę. Bardzo mnie to ucieszyło, zarówno ze względu na pieniądze, jak i darmową rozrywkę. Dobry i poczciwy Zayn, zawsze wyciągnie pomocną dłoń, gdy go potrzebuje. Wie jednak, że gdyby on był na moim miejscu zrobiłbym dokładnie to samo.
Droga mijała nam spokojnie. Do moich uszu dobiegały odprężające dźwięki z głośników jego radia. Puścił The Fray, pamięta że to lubię. Cieszę się, że go mam. I to, że jedziemy jego autem. Oznacza to tylko jedno: dzisiaj nie będzie pił i na pewno odwiezie mnie do domu, dzięki czemu będę mógł się schlać. On musiał pracować, i oto mamy kolejny powód, przez który nie będzie świętował mojej przeprowadzki. No cóż… do zrobienia sobie dobrze mi się nie przydał, więc tutaj też sobie poradzę.
Gdy dojechaliśmy moim oczom ukazał się niezbyt gustowny budynek, który już od progu zachęcał: "Wejdź do środka, to tylko zabawa." Gdybym przeszedł obok nawet nie zainteresowany imprezowaniem, wszedłbym nie zastanawiając się długo. Lubię się bawić, taka moja natura.

- Lou, nie guzdraj się tylko chodź.
Usłyszałem zniecierpliwiony głos szatyna, więc wyściubiłem głowę z samochodu i dołączyłem do Zayna, który przekraczał już próg lokalu. W środku było miło, zabawnie, jak to w klubie. Nie mdliło od dymu nikotynowego i odoru alkoholu, wszystkiego było po trochu. Delikatny granatowy odcień muru niesamowicie kontrastował ze światłami dużej dyskotekowej kuli. DJ Malik od razu udał się do swojego królestwa, zarzucając całkiem przyjemną nutę do potańczenia. Nagle poczułem czyjąś ciepłą dłoń na swoim ramieniu i oderwałem się od swoich głupich rozmyślań. Odruchowo odwróciłem wzrok w miejsce osoby która, zmieszana, szybko wsunęła obydwie dłonie do kieszeni.


- Cześć Niall.
Powiedziałem wesoło. Jak na moje gejowskie oko, nie widać po tym blondynku, że jest innej orientacji, po prostu lubi się tak ubierać. A ja uwielbiam go za to beztroskie nastawienie do życia.
- Cześć Lou. Możesz opowiedzieć mi o co chodziło z tą przygodą pod prysznicem?
Wiedziałem, że zaraz znowu wybuchnie. Jak to on. Zmierzyłem go więc złowrogim wzrokiem, wywracając dodatkowo teatralnie oczyma i puściłem tą głupią uwagę mimo uszu. To przestawało być śmieszne.
- Lepiej powiedz mi gdzie mam iść dowiedzieć się co z tą pracą, bo nasz DJ pozostawił mnie samego sobie.
Taki jest Zayn, najpierw stara się mi pomóc, ale nigdy nie kończy i muszę sam wszystko załatwiać. "Dzięki Malik" - mruknąłem i skinąłem głową w jego stronę, wracając wzrokiem do blondynka. Nie usłyszałem odpowiedzi, ale nim się obejrzałem już stałem przy sporym barze.
- To jest Louis.
Przedstawił nas sobie pan Niall „Niezamykająca się gęba”.
- On w sprawie pracy. – dodał jeszcze i zniknął mi z pola widzenia.
- Przykro mi, przybył pan o pół godziny za późno. To stanowisko jest już zajęte.
Dość tęgi i wytatuowany gość wzruszył beznamiętnie ramionami, po czym udał się na zaplecze, zostawiając mnie w całkowitym osłupieniu.
- No to kurwa zajebiście... Trzeba to oblać.



...



No i mamy pierwszy rozdział! Jak wam się podoba? Mam wielką nadzieję, że chociaż odrobinkę.

INFORMUJĘ TYLKO I WYŁĄCZNIE PRZEZ TWITTERA.

The Ghost Love: Prolog.

Z trudem wcisnął się do niewielkich rozmiarów taksówki, spóźnionej o całe pół godziny. Jedynym powodem jego radości był fakt, że mknął właśnie przez londyńskie ulice. Coraz bardziej oddalał się od tego miejsca. Jeszcze moment, jeszcze chwila i w końcu będzie wolny. Szczęśliwy. Sam na sam ze swoją osobą. Energia rozpierała go, aż ponadto. Wszystko wokół było takie inne. Lepsze. Ciekawsze. I tutaj nikt nikogo nie posądzał. Każdy mógł być kim tylko chciał, a w jego małym miasteczku pod Londynem? Wiadomości szybko się rozchodzą. Nie mógł tam dłużej żyć, gdzie wytykano go palcami, wyśmiewano. Po prostu miał tego dosyć, czym sobie zasłużył? Inność. Za inność się obrywa, za inność jest się nikim. Trzeba podążać za tłumem, słuchać tego co każdy, zachowywać się jak inni.. podniecać się tym czym każdy chłopak powinien. Prawda? Bo jako chłopak od zawsze powinny podniecać go kobiety? Tak?


Nieprawda. Inność jest lepsza. Oryginalna. Będąc sobą zawsze będziesz lepszy, a inni umrą jako nic nieznaczące kopie. 

Louis Tomlinson był inny niż reszta jego znajomych, ale czy to czyniło go gorszym? Zawsze odstawał od reszty. Starał się być jak oni. Chciał być jak oni. Nigdy nie był. Nigdy nie będzie.


W pewnym momencie, gdy już był w drodze, a dokładniej blisko celu. Miał wysiadać zaraz na rogu. Tylko kurwa, gdzie się ma się zatrzymać? Nie ma nigdzie wynajętego mieszkania, pokoju przecież to był spontaniczny wypadł. Nie myślał o tym co ze sobą zrobi, jak tylko uda mu się uwolnić. Chociaż? Żaróweczka zapaliła się tuż nad jego głową i od razu wyciągnął telefon z kieszeni bluzy, wybrał numer. Sygnał. Kurwa, odbierz. Pomyślał Lou.

- Zayn? - Wymamrotał do słuchawki, rozglądając się na boki. Na szczęście stanęli w korku, miał czas na rozmowę. Odetchnął, gdy chłopak się odezwał.
- Loueh? 
- Mam sprawę, ale słuchaj uważnie. Dobrze? Ale naprawdę uważnie..
- No mów! - Wymamrotał Mulat.
~

Szatyn podał adres kierowcy taksówki, a po kilku minutach już wyjeżdżali z korka. Już wiedział gdzie się zatrzyma, lecz nie wiedział co go czeka..


Louis stał w drzwiach jednego z mieszkań kamienicy, w której miał mieszkać. Nie było ono duże, ani też za małe. Takie akurat, mała kawalerka. Najważniejsze było to, że miał gdzie spać, oraz nie musiał płacić wysokiego czynszu. Same plusy, a minusów? Jeszcze brak..

W sumie.. Nie jest źle. 
Rozejrzał się po sypialni, niedużych rozmiarów. Przytulnie tu. O to mu chodziło. Louis był coraz bardziej zadowolony ze swojego pomysłu, tak bardzo pragnął tego poczucia samodzielności, wolności. Tylko czy to był naprawdę dobry pomysł? Czy nie przyniesie mu większych problemów? 





~
Więc, to tylko prolog. Bezsensu, bez składu i ładu, wybaczcie. Rozdziały... będą pisane z perspektywy Louis'ego. I na pewno się rozkręci, chodziło mi tylko o to, żeby jakąś zacząć.. nieważne! Zapraszam na kolejne rozdziały, oby się wam spodobało... 

INFORMUJĘ TYLKO I WYŁĄCZNIE PRZEZ TWITTERA!


Zapowiedź: The Ghost Love



Tytuł: The Ghost Love
Paring: Larry Stylinson (Harry Styles+Louis Tomlinson)
Autorka: @mommystylinson
Bohaterowie: Harry Styles, Louis Tomlinson, Zayn Malik, Niall Horan, Liam Payne, Eleanor Calder, Danielle Peazer, Nick Grimshaw, Olly Murs.
Typ: Dramat, Horror, Komedia, Romans
Rozdziałów: +/- 10


Opis: 
Lekki podmuch wiatru obiegł jego delikatną twarz, mocna woń perfum dotarła do jego nozdrzy i to nieuzasadnione uczucie, jakby czyjeś usta znajdowały się zaraz przy jego szyi. I nagle ten głos, ten stłumiony szept:"Śpij dobrze, skarbie" - wywrócił jego życie do góry nogami.



AU - One Direction nie istnieje. Wszystko co zostanie opisane, jest tylko
 i wyłącznie chorą wyobraźnią autorki.




Larry Stylinson: Jestem gotowy.

Tytuł: I'm Ready..
Paring: Larry Stylinson (Harry Styles+Louis Tomlinson)
Stron: 20
Autorka:
 JESTEM PRZERAŻONA. BO NIGDY TAKIEGO CZEGOŚ NIE PISAŁAM. W SENSIE.. W TAKI SPOSÓB. JEJCIU. NAPRAWDĘ. UMIERAM...

Larry... moje serce samo lgnie do tej pary nie umiem się skupić na pisaniu czegoś innego. ALE tutaj was zaskoczę, kolejny jednopart będzie o całkiem innej parze, och.. i będzie całkiem inny. Teraz jak głupia próbuję przelać swój żal do Lou, za to jak wtedy postąpił wysyłając tego durnego tweet'a.. W każdym bądź razie, nieważne moje drogie! Jestem beznadziejną 'pisarką'. Staram się jak mogę.
Wszelkie krytyczne czy pozytywne opinie zostawiajcie w komentarzach lub na tt.
@mommystylinson







~*~


21 listopad 2012
7 miesięcy wcześniej..

Czy to nie jest śmieszne? Dziwne? Nikt by nie przypuszczał, że Harry Styles trwał w gejowskim związku ze swoim najlepszym przyjacielem... Żył w ukryciu ze swoimi uczuciami, lecz nie o to chodzi w miłości, tak? Jeśli się kogoś kocha powinno się być szczęśliwym i pokazywać to światu, ludziom przechodzącym obok. W jego przypadku wyglądało to inaczej... Ludzie martwili się czy aby na pewno jest z nim wszystko w porządku. Był uwiązany, jakkolwiek dziwnie to brzmi.
Chciał pokazać światu jak bardzo go kocha, jak bardzo pragnie żyć u jego bogu. Że to wszystko co ich łączy jest magiczne i nie ma prawa się skończyć. On do tego nie dopuści. Nie potrafiłby go zostawić. Jednak.. chyba musiał to zrobić, żeby oboje mogli do tego dojrzeć. By mogli uwolnić się od tego uzależnienia w którym nie było chwili gdzie nie cierpieli przez samych siebie. Louis nie do końca rozumiał czemu Harry, tak naprawdę się denerwuje, czemu próbuje na chama zwrócić wszystkich uwagę na siebie i różnymi podtekstami pokazać, że coś ich łączy.. Że cierpi.. z niewiadomych innym, przyczyn. Gdyby nie Louis i  jego uparta natura..

- Lou! Czemu to robisz?

Wykrzyczał na bezdechu, cały poirytowany tym co jego chłopak właśnie wystukiwał na klawiaturze swojego telefonu.. Harry coraz częściej miał trudności ze zrozumieniem jego, właściwie bratniej duszy, tak?

- Próbuję nas chronić..

Ledwo słyszalnie wymamrotał pod nosem, beznamiętnie wpatrzony w ekranik Iphone’a. Louis nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo rani kędzierzawego chłopaka, swoimi nieudolnymi próbami ratowania im ‘kariery’. W sumie Harry nie potrafił zrozumieć jego toku rozumowania, przecież to nic złego. Kochają się, tak? To dlaczego wszędzie gdzie tylko się dało, starał się niszczyć tą wspaniałą więź która była między nimi. Z zimną krwią był gotów zabić osobą która podważała jego zdanie na temat tego ‘bromance’. Głupie? Oczywiście! Tyle razy ile mówił zielonookiemu, że go kocha, że nie pozwoli go zranić. Tylko czy pomyślał nad tym, iż to właśnie on sam go rani? Głupiutki Louis, prawda? Powinien chronić swojego kochana przed samym sobą. Tak też robił od dłuższego czasu..

- Ale nie w ten sposób! Ukrywanie się, wypieranie się tego wszystkiego pogarsza sytuację! Jesteś zbyt zajęty ratowaniem swojego tyłka, bo o moim nie myślisz.. Lou, nie oszukujmy się..

Lou nadal nie podniósł wzroku znad telefonu, ale słowa ukochanego go oszołomiły. Miał zamiar się odezwać, lecz nie było mu to dane. Chciał znów zaprzeczyć, że ratuje ICH tyłki, Hazza powoli miał tego dosyć, miał dosyć tych kłamstw które mówił mu prosto w oczy. Znali się tak dobrze.. a on nie potrafił się przyznać i powiedzieć tej cholernej prawdy. Lou wiedział, że Harry nie lubi gdy kłamał, a on i tak zawzięcie trzymał się swojej formułki wykutej na pamięć, którą miał spróbować kolejny raz wbić loczkowi do głowy.

- Harry.. Dobrze wiesz jak je-...

- Zamknij się Lou! Daj mi wreszcie dojść do słowa, nigdy mi nie pozwalasz mówić co o tym sądzę, czasami wydaje mi się, że mało interesuje cię moje zdanie. Robisz wszystko by utrzymać SWÓJ GEJOWSKI tyłek w sekrecie. Zresztą bardzo seksowny tyłek.. Żeby tylko nikt nic nie wiedział. Zabija mnie myśl, że wstydzisz się mnie kochać, o ile w ogóle mnie kochasz...

Zamilkł. Chciał już go przepraszać, te słowa wypłynęły spomiędzy jego warg, ale gdy sobie uświadomił co powiedział, nie było odwrotu.
Harry nigdy nie krzyczał i nigdy nie wątpił w uczucie którym Lou go darzył. Musiałby być głupi gdyby nie wierzył, nawet ślepy zauważyłby to co ich łączy, coś naprawdę wyjątkowego.. A jednak.

- Ja.. ja.. Lou, przepraszam.

Westchnął cicho, zbierając myśli które wariowały w jego głowie. Mętlik który w niej powstał, dawał się we znaki. Sunął otwartą dłonią po twarzy i zaczął:

- Brakuje mi nas. Naprawdę tęsknię za chwilami gdy beztrosko leżeliśmy wtuleni w siebie, w naszej sypialni lub w salonie, całkowicie pochłonięci kolejnym romansidłem, które porównywaliśmy do naszego związku i naszej bezwarunkowej idealnej miłości. Wyglądaliśmy jak zakochane nastolatki, gdy zachowaliśmy się jak w tych filmach, a teraz? Teraz gdy jesteśmy w łóżku nawet ze sobą nie rozmawiamy. A gdy się pieprzymy? Lou, nie wmówisz mi, że czujesz tą przyjemność jaką daje ci mój dotyk i tą wspaniałą ekstazę. Ja tego nie czuję. Stałeś się taki zimny, bezuczuciowy.. Kurwa, jak mi brakuje tych niekończących się rozmów o wszystkim i o niczym.. Kocham Cię. Wciąż chcę to ciągnąć, chcę walczyć. Nie mam zamiaru się ukrywać. Ty również musisz pokazać, że ci zależy, że jednak ciągle kochasz mnie bezwarunkowo i na zawsze. Wyjdźmy z tej pieprzonej szafy, pokażmy się ludziom. Zaryzykujmy dla miłości, dla nas.

Pojedyncze łzy, spłynęły po jego policzkach. A niebieskooki chłopak, nadal siedział w ogóle nie wzruszony słowami które padły z jego ust. Harry wreszcie zrozumiał, że Lou rezygnuje z nich. Tomlinsona przerosła wizja bycia oficjalnie razem. Co z tego, że przyjaciele przyjęli ich związek z otwartymi ramionami. Tak samo rodzina. Eleanor też nie skarżyła na to jak jej płacą, za bycie przykrywką i pokazywanie się na wystawnych imprezach.
Larry istniał dla nich, lecz nie miał prawa bytu dla świata. Nie dla Lou. Tomlinson stał się nieobecny, wpatrzony jak idiota w telefon. Właśnie udało mu się zakończyć coś co istniało, lecz nie miało szansy by ujrzeć światła dziennego.
Napisał coś.. Napisał i wysłał, klikając zwykłe nic nieznaczące ‘enter’.

- Tak, oczywiście Tomlinson.. Larry to gówno, nic nie warte wymysły psychicznie chorych fanek, które mają zbyt wybujałą wyobraźnie. Bo ty przecież jesteś szczęśliwy z Eleanor. Mądrze..

Przecierając mokre policzki i oczy, w których zbierało się coraz więcej łez, nie kontrolował już siebie i swoich czynów. Myśli też nie. Miał tego dość. Tych głupich gierek. Tych kłamstw. wiedział jaka jest prawda, czekał tylko na moment kiedy Louis się przyzna. Lub wcale nie odezwie.

"Chciałbym z Tobą pójść, lecz nie umiem stawiać kroków
Nie pamiętam już, jak mam czytać z Twoich oczu
Nie potrafię wypowiadać słów
I w milczeniu odgaduję co mógł znaczyć ruch Twoich źrenic



Harry zrozumiał kilka rzeczy. Czuł jak jego policzki, aż palą się od złości i tej całej pierdolonej niemocy. Stracił swoją moc, swoją siłę. Po tym jak Louis zdecydowanie postanowił się nie odzywać i zakończyć to co ich łączyło, to co inni uważali za idealne a zarazem przerażające. Wycedził przez zęby, nie potrafiąc się pohamować. Podjął ostateczną decyzję.

- Traciłem tylko czas na nic nie wartego dupka i cholernego tchórza jakim jesteś ty. Tak, jesteś tchórzem, nie potrafisz walczyć o to na czym ci zależy. Zależało ci kiedykolwiek na mnie? Czy lubiłeś być po prostu rżnięty w dupę?



Chciałbym z Tobą pójść, lecz nie umiem stawiać kroków
Nie pamiętam już, jak mam czytać z Twoich oczu
Nie potrawie wypowiadać słów
I na pewno nie odgadnę czy chcesz  ze mną pójść przez szaleństwo.."



Nic nie zrobił, zamknął się na dobre. Lou do niczego się nie przyznał, po prostu uświadomił sobie, że to co robią jest cholernie złe i nieodpowiednie. Tak sobie wmawiał. Management przecież mógł mieć rację? Że to głupota, że zniszczą siebie. Świat.
CHOLERNIE GŁUPIE ARGUMENTY. KTÓRYM CHOLERNIE GŁUPI LOUIS UWIERZYŁ! Podpisał CHOLERNIE GŁUPI KONTRAKT.
Przecież powinien trzymać się Eleanor i to z nią założyć rodzinę, a nie trwać w chorym związku bez przyszłości. To nie ją kochał lecz jego. Gdyby Harry znał prawdę.. Gdyby Louis był z nim do końca szczery..

Wtedy widział go po raz ostatni.

Odszedł. Razem z nim odeszła dusza Louis'ego, jego serce, pogoda ducha. Wszystko w jego życiu straciło sens, w momencie gdzie zabrakło czułości i namiętnego dotyku Styles'a.



"Czy tęskniłbyś za mną, gdybym wyszedł i nie wrócił?
Gdybyś nie mógł mnie znaleźć wśród innych ludzi?
Wśród twarzy, wśród dłoni, wśród osób.
Jak szybko byś zapomniał, jaki mam kolor oczu
Jaki mam odcień włosów, jak szybko bije mi serce?
Gdybyś miał mnie nie zobaczyć,co zrobiłbyś w przed dzień?"


Zdecydowanie tęsknił za nim. Nie wiedział nawet gdzie się podział, co się z nim stało. Czy wszystko w porządku? Czy żyje? Czy aby na pewno nie zrobił sobie krzywdy? Przecież on jest taki kruchy emocjonalnie. Lou nigdy nie zapomniał jak bardzo zauroczył się w tych kręconych kasztanowych włosach. Tych szmaragdowych oczach, w których było widać jak bardzo kocha niebieskookiego. Wtedy jeszcze nie wiedział, że popełnił największy błąd w swoim życiu..
Pozwolił mu odejść bez słowa, dał mu wolną rękę. Nie zdawał sobie sprawy co się z nim stanie po odejściu jego.... miłości.


Teraz to wie.

Teraz żałuje.

Gdyby mógł cofnąć czas wyszedłby na ulice i wykrzyczał jak bardzo go kocha. Nie popełniłby tego samego błędu.

Teraz on cierpi.

Teraz wie co czuł Harry.

Teraz umiera z tęsknoty.

Teraz..

Przesiadywał całe dnie w łazience, przy toalecie. Dlaczego? Proste.

Staczał się.

Pił.

Czasem ćpał.

Upijał się do nieprzytomności w zaciszu własnego domu, najlepszą whiskey w mieście.

Zawsze w tym samym miejscu. 

Uznał, że tak będzie lepiej.

Nie ryzykował sprzątaniem swoich wymiocin.

Jego codzienny rytuał.

Użalania się nad samym sobą.

Któregoś dnia coś go tchnęło.

Znalazł inny sposób.

Postanowił przelać wszystkie żale do samego siebie.

Wziął do ręki notes.

I zaczął pisać..




22 grudzień 2012

Drogi pamiętniku,  
Ja Louis Tomlinson jestem nieczułym idiotą i nawet nie pytaj dlaczego. Przyjdzie z czasem. Wiesz, że dzisiaj mijają dokładnie dwa miesiące odkąd ON odszedł? To trochę ckliwe, jestem dorosłym facetem a leżę na podłodze z notesem na środku łazienki pisząc o NIM. Nawet nie potrafię napisać jego imienia, pomyśleć że się boję.. Wiesz jak to się kończy, prawda? Za każdym razem wypłakuję siebie nad tobą, stajesz się w takich chwilach poszkodowany. 

Przepraszam.

 Powinienem zacząć od początku? Jak się zaczęło? 
Powinno mi ulżyć, jeśli wygadam się tobie.. Nikt inny nie chce mnie słuchać. 

Pokłóciliśmy się.

O moją głupotę. W sumie o jego też. On nie wiedział, że ktoś nas wsypał. Że management wiedział. Że byliśmy zagrożeni. Musiałem podpisać jebany kontrakt.  Nigdy nie kochałem Eleanor, tuż po JEGO odejściu zerwałem kontrakt z Calder. Nie było warto ciągnąć tego, skoro H. uciekł. Z nikim nie rozmawiał, z nikim się nie kontaktował. Nasz zespół się rozpadł. A miał trwać wieki.. 

JESTEŚ CHOLERNYM DUPKIEM TOMLINSON. WBIJ TO SOBIE DO PUSTEGO ŁBA. ON NIE WRÓCI.

Sam pozwoliłem mu odejść.

Odezwę się za miesiąc. Zobaczymy jak daleko zajdzie moja depresja. Postanowiłem nie pić. Módlmy się o jakiś postęp w odkochaniu się w NIM i zapomnieniu..




Dało mu to troszkę ukojenia.

Nie bolało już tak.

Nawet przestał pić.

Na ile?

Przez dwa tygodnie nie pił.

Dobrze mu szło.

Gdy.. 

W jego porannej gazecie zobaczył..

JEGO a z nim.. 

Nick’a Grimshaw’a.

Strzał prosto w serce.

Znów sięgnął do nocnej szafki. 

Whiskey stała się jego wybawicielką.

 Chyba nigdy nie oduczy się wyciągania ręki po alkohol..

Narkotyki odstawił.

Do czasu...

Gdy znów pojawiły się zdjęcia.

Z różnych klubów dla Gejów.

Wchodził i wychodził z przedziwnymi typami.

Czyli on już zapominał?

Jest dorosły, tak?

Głupi Louis.

Albo starał się zapomnieć?

Minęły trzy miesiące. 

A on nadal nie wie co ze sobą zrobić.



22 styczeń 2013

Drogi pamiętniku,
Witam cię po miesięcznej przerwie. Co się wydarzyło? Niewiele. Piszę to, pijąc już drugą butelkę whiskey. Uodporniam się na alkohol, bo zanim odszedł.. zanim zacząłem pić.. upijałem się jedną szklaneczką. ROZCIEŃCZONĄ Z WODĄ. Chyba zacznę pić jakąś wysokoprocentową wódkę. Tylko alkohol mi pomaga zapomnieć w jakimś stopniu. Przecież to on stanowi zagrożenie, tak? Nie myślę już trzeźwo. Wypalają się moje szare komórki. 

"If I had just one more day 
I would tell you how much that I've missed you 
Since you've been away 
Ooh, it's dangerous 
It's so out of line 
To try and turn back time"

Skończył już 19 lat. Miło by było zobaczyć go na żywo, a nie na tych tandetnych zdjęciach z gazet lub plotkarskich portalach. 
Dotknąć jego loków, które pachną wanilią. Nadal czuję zapach jego perfum w swoim pokoju. Wszędzie czuję jego zapach.. WSZĘDZIE. 

Zostałem sam.

Chłopcy zajęli się sobą. Nawet już do mnie nie dzwonią. Po rozpadzie One Direction, nasza przyjaźń przepadła. To była moja wina. To jest moja wina!

"Ohh. I'm sorry for blaming you
For everything I just couldn't do
And I've hurt myself by hurting you"


LOUIS ZNOWU ZJEBAŁEŚ. GDYBYŚ COŚ ZROBIŁ, ON BY ZOSTAŁ!
ZESPÓŁ BY ISTNIAŁ.
NIE ZAWIÓDŁBYŚ TYLU FANÓW!
SWOICH BYŁYCH PRZYJACIÓŁ.

Jestem żałosny..
Chciałbym go dotknąć. Wpić się w jego wargi. Jakby miałby to być nasz ostatni pocałunek. Zobaczymy jak przeżyję kolejny miesiąc bez niego. Ciekawe co?



"Kochaj mnie
Kochaj mnie
Kochaj mnie nieprzytomnie
Jak zapalniczka płomień
Jak sucha studnia wodę
Kochaj mnie namiętnie tak,
Jakby świat się skończyć miał"



On go tak kocha..

Tak nieprzytomnie.

Dla niego byłby gotów oddać wszystko.

By tylko mógł chociaż RAZ, go usłyszeć.

Byłby gotów zrobić wszystko.

Ciekawe czy by docenił jego starania.

Nadal pił.

Tym razem z umiarem.

Robił niewielkie postępy.

Zapominał.

W jaki sposób?

Dał upust swoim psychicznym cierpieniom.

Jak?

Znowu prosta odpowiedź.

Przyłożył ostrze.

Ostrze noża.

Żyletki były takie mało oryginalne.

Nóż.

Był tym czego potrzebował.

Nowy przyjaciel.

Z każdym sunięciem metalowego narzędzia.

Czuł się pusty.

W ten dobry sposób.

Może stał się nieodpowiedzialny.

Ale dla kogo miał być?

Zawsze musiał GO pilnować.

To dla niego wiedział kiedy trzeba przestać.

Gdy zniknął, nie miało sensu bycie rozsądnym.

Liczyło się ukojenie cierpienia.

Co z tego, że ból fizyczny dawał się we znaki.

Ten ból który miał odejść..

Odchodził.

Koniec trzeciego miesiąca cierpień.

Początek czwartego.



22 luty 2013

Drogi pamiętniku,
Znalazłem wspaniały sposób na ucieczkę. Dla mnie jest on jednym z najlepszych pomysłów jakie miałem dotychczas. Naprawdę. Jestem chory psychicznie. Inaczej bym tego nie robił. 

HARRY TO TWOJA WINA. JA ZWARIOWAŁEM.

Już nie boję się pisać i wymawiać Twojego imienia. Nie działa tak na mnie, jak w pierwszych tygodniach. Czyżbym zapominał? 

Nadzieja umiera ostatnia.

Do zobaczenia za kolejny miesiąc. 
Brzmię jak desperat.
jestem nim.




Czyżby zapomniał?

Zapomniał jak.. 

Jak smakują jego wargi? 

Jak lśnią jego oczy? 

Te dwa kryształki szczęścia?

Czyżby nie czuł dreszczy na ciele, gdy.. 

Gdy wspomina ich wtedy nic nieznaczące gesty?

Tak bardzo by chciał zapominać..

Jego zbyt bujna wyobraźnia płata mu figle.

Często jego pamięć staje się jak za mgłą. 

Częściej pamięta wszystko z każdym najdrobniejszym szczegółem.

On wcale nie zapominał. 

Pamiętał o wiele lepiej niż powinien.

Dziwne, jak ludzki mózg potrafi płatać takie numery.

Z każdym dniem cierpiał coraz bardziej.

Alkohol nie dawał ukojenia.

Słyszał głosy.

Ból w nadgarstkach też nie dawał już tego spokoju.

Myśli kołatały się po jego głowie.

Widział go.

Śnił się mu.

Ma zwidy?

Całkiem zwariował?

Boże.


Słyszę jak mówi, woła mnie gdzieś z sypialni,
spotykam mój wzrok z jego oczami,
mocno chwytam jego dłoń i oddalam się z nim
i dotykam jego ust wargami i...
wymyka mi się z rąk przez palce,
dotykam jego ostatni raz opuszkami
próbując złapać i zatrzymać go na zawsze
upuszczam go i zabijam coś między nami.

Mógłbym przysiąc - był tutaj przed chwilą,
ciężko dysząc trzymaliśmy się mocno.
Chciałbym umieć mu pokazać tą miłość,
którą czuję nawet teraz mocniej niż na początku.

Chciałbym pomóc jemu w nas jeszcze uwierzyć i
zawsze być przy nim i być potrzebny.
Rzeczywistość już mnie nie przeraża jak kiedyś, ale
bez niego jestem pusty nawet gdy idę przed siebie.

On czuje że nie będzie szczęśliwy, nie ze mną -
czas upływa mi z takim obrazem.
Czuję, że za mało czasu nam tu zostało, by
pozwolić sobie na to by nie być razem...



Takie sny zbyt często go nawiedzały.

Chyba potrzebuje psychiatry.

Zaczął widywać jego duchy.

Rozmawiał z nimi.

Prochy.

To ich zasługa.

Tak wiele im zawdzięczał.

Czuł się pełny.

Lubił to uczucie.

Odpływał.

Do swojego własnego świata.

Razem z nim.

Mógł być z nim.

Cieszyć się tym.

Wtedy czar prysł.

Nic nie trwa wiecznie.

Uczucie do kogoś..

Miłość.

To się nigdy nie zmienia.

Był zły.

Wciąż jest.

Ciągle mu brakuje.

Niedługo skończy się kasa.

Wtedy skończą się szczęśliwe chwile.

Sam na sam.

Depresja.

Cholerna.

Depresja.

Harry.

Cholerny Harry.

Tak dłużej być nie może!

Nikt by nie pomyślał, że się stoczy.

A jednak.

Lecz on chce się podnieść.

Odbić od dna.

Wybrał numer.

Nieważne czy to pomoże.

Liczy się każdy ruch, każdy gest.

Nowy miesiąc. Nowy początek.

Może lepszy?

Może gorszy?


22 marzec 2013

Drogi pamiętniku,
Zrobiłem coś. Chyba mogę być z siebie dumny. Chcę go odnaleźć. Nieważne czy chce ze mną rozmawiać czy nie! Odnajdę go i nakopię mu do dupy za to, że miał rację i uświadomił mi, że jestem kompletnym idiotą. Przepraszam. Muszę przeprosić. Muszę się nauczyć, muszę przemyśleć co powiedzieć. Jak się za to zabrać? Wybaczy mi? MUSI! Umrę młodo bez jego miłości. Bez jego dotyku. Głosu, oczu. Przy mnie. Tu jest jego miejsce.

KOCHAM CIĘ HARRY.

Ostatnio mało jem.
Chyba wina alkoholu. Prochów. Wszystkiego. Jakoś nie mam ochoty. Mało też wychodzę z domu. 

Detektyw go znajdzie.
Obiecał mi.

Za miesiąc.. Dowiesz się czy udało mi się doprowadzić do porządku.

Tak bardzo Cię kocham.




Ostatnim miesiącem po prostu...

Żył.

Starał się normalnie jeść.

Już nie pić.

Nie ćpać.

Czasami miał chwile słabości.

Wtedy znów się staczał.

Lecz każda dobra wiadomość od detektywa stawiała go na równe nogi. 

Budził się z depresji. 

Coraz lepiej wychodziło mu życie.

Bez niego.

Dlaczego?

Bo już niedługo miał.. miał się z nim spotkać?

Było coraz bliżej.

Chciał pokazać mu, że zaczął dawać sobie radę z tym wszystkim.

Ten ciężar z czasem zniknie, prawda?

Liczył na to.

Coraz lepsze początki.



22 kwiecień 2013

Drogi pamiętniku,
Żyję dzięki myśli, że któregoś pięknego dnia ujrzę jego roześmianą twarz. Powinieneś powiedzieć, że jesteś ze mnie dumny bo robię WIELKIE postępy. Detektyw też. Wiem, cholerna głupota śledzić Harry'ego. Nie mam wyjścia. Sam bym tego nie zrobił. Oni są w tym dobrzy. Ja sam nie nadaję się do niczego.

Znów śpiewam.

Zapomniałem jak cudowne ukojenie daje śpiew! Gdybym tylko pomyślał. Nie robił bym tych głupstw. Żałuję. Teraz wiem. Wiem wszystko. Przemyślałem sobie mnóstwo rzeczy. 

Jestem gotowy.



~*~
Maj.

Chłopak na skraju wytrzymałości swojej psychiki dostał telefon. To było coś. Nigdy nie czuł się tak podekscytowany, a raczej zdenerwowany, wręcz roztrzęsiony.. To był ten dzień. TEN CZAS! Łzy cisnęły się do jego oczy w tak błyskawicznym tempie. To dziwne, że wciąż miał czym płakać. Te sześć miesięcy płakał co noc. Zdecydowanie o sześć miesięcy za długo czekał na tą chwilę.

Telefon zabrzęczał.

SMS.

Adres.

Długo nie musiał myśleć.

Samochód.

Ulica.

Pedał gazu.

Tak bardzo pragnął go dotknąć. 

Przeprosić. 

Zrobić ten głupi pierwszy krok ku jego psychicznego spokoju.

Miał rację.

Nadzieja umiera ostatnia.

Cały czas marzył o tym dniu.

Tak długo marzył. Tak długo żył nadzieją.

Jego stan się poprawił.

Powoli się odbijał od dna.

A dzisiaj miało być to ostateczne odbicie.

Marzył.

Śnił.

Modlił.

Prosił.

Chciał.

Pragnął.

Zanim się obejrzał nacisnął hamulec i szybkim krokiem wyskoczył z auta. Nawet nie blokując drzwi, co z tego, że mogą go okraść? Nic nie jest ważniejsze od Harry'ego.

Biegł.

Biegł..

Stanął przed drzwiami.

Wziął głęboki wdech.

Wydech.

Wdech.

Wydech.

Zapukał.

Nic.

Stał jak słup soli.

Usłyszał kroki.

Odetchnął.

Wdech.

Wydech.

Przysiadł na zimnym podeście.

Słyszał jak ktoś oparł się o drzwi. 

To była jego szansa. 

Cicho westchnął. 

Cały się trząsł. 

Nie miał kompletnego pojęcia, czy da sobie rade i nie palnie czegoś co skreśli jego marzenie.

Harry nadal stał pod drzwiami, wiedział, że to Louis.

Wiedział. 

Czekał na tą chwilę. 

Pragnął  jej tak samo jak Tomlinson.

 Dał mu szansę.

Rozluźnił się.

Poprawił się na posadzce.

Serce waliło jak oszalałe.

Cicho zaczął mówić.

Zaczął swój żałosny monolog, który był jego jedyną deską ratunku.

- To prawda, w życiu przychodzi taki moment gdzie trzeba zmian. Gdzie to jest silniejsze od Ciebie, a tak naprawdę tego nie chcesz? Chcesz żyć tym co było wcześniej, nawet jeśli jest to niemożliwe. Pragniesz tego jak niczego innego, z tą świadomością, że tak trudno jest się pozbierać po wszystkim, co było tak ważne i  wspaniałe. Cholernie nieosiągalne. Boli, prawda? Nie potrafię sobie z tym poradzić. Nadal to do mnie nie dociera, wciąż żyję tą jebaną przeszłością. Powinienem pójść na przód, myślisz? Ja sobie nie radziłem, nie poradzę, już teraz sobie nie radzę, a co dopiero gdybym miał ruszyć przed siebie.. Moja dusza odeszła, mojej duszy nie ma.
Jest coraz gorzej, jednym słowem fatalnie. Fatalnie? To mało powiedziane, gdybym mógł wcześniej zrozumieć kim jestem, skończyłoby się to całkiem inaczej. Gdybym wcześniej zrozumiał jak ważny dla mnie jesteś. Tylko czemu jestem tak uparty? Nie mogłem znieść tego, że jestem inny, a Ty się z tym ot tak pogodziłeś. Myślę, że było Ci łatwiej. Wiedziałeś o tym, nie przeszkadzało Ci to, a ja? Nie mogłem pojąć tego, że się starasz a ja wszystko niszczę. Zniszczyłem siebie. Ciebie. NAS.
Męczę się z tą wiadomością, że Ciebie już nie ma. Dałem Ci odejść, bo jeśli się kogoś kocha, powinno się dać mu wolną rękę. Chciałem żebyś był szczęśliwy beze mnie, ale ja bez Ciebie jestem nikim. Czemu jestem idiotą? Nieczułym idiotą który pozwolił odejść swojej jedynej, największej miłości ze względu na to, że jest dupkiem i nie chciał tego? Czasu nie cofnę, nawet sobie nie wyobrażasz jak teraz, bardzo pragnę Twojego dotyku. Oddechu który połaskocze mnie po skórze, gdy będziesz chciał skraść poranny pocałunek z moich warg. Żałuję każdej nocy, wiesz? Każdej nocy leżąc w łóżku, myślę jakby to teraz z nami było: leżelibyśmy razem w jednej sypialni, dzieląc wspólnie łóżko. Wtuleni w siebie. Przyznaj, Ty też masz takie wizje co noc.
Nie oszukujmy się.. Brakuje mi Ciebie, tamtych chwil gdzie żaden z nas nie myślał o miłości, gdzie wszystko było takie proste i poukładane. Wtedy miałem Ciebie.. Kurwa! Nie ma Ciebie i nie będzie. Nie ma mnie. Zabrałeś mnie ze sobą, część mnie.. Tą częścią jesteś Ty. Czuję pustkę i nikt nie może jej wypełnić. Nikt oprócz Ciebie, Harry.
Wiesz, że teraz moim marzeniem jest to, żebyś wrócił i wybaczył mi tą głupotę? Wybaczyłbyś mi, prawda? Powiedz, że tak.. Ja nie potrafię sobie wybaczyć, nigdy sobie tego nie wybaczę. Jesteś dla mnie jak zakazany owoc. Odrzuciłem możliwość podzielenia się tą wiadomością z innymi. Jesteś jak cholerny narkotyk, który uzależnia z dnia na dzień jeszcze bardziej. Żadna głupia terapia by mi nie pomogła. Wiesz co by pomogło? Twoja obecność. Aż tak bardzo bałem się odrzucenia ze strony ludzi dookoła.. Ty nie przejmowałeś się tym, wyłożyłeś karty na stół i wszyscy wiedzą o Twojej odmienności.
Czemu pozwoliłeś mi tak postąpić? Byłeś przy mnie gdy Ciebie potrzebowałem, czemu to się zmieniło? Głupio się pytam, przecież znam odpowiedź. Czemu ja nie zrobiłem niczego żeby być z Tobą wcześniej? Obiecałem Ci, że bez znaczenia co się wydarzy będę z Tobą!
Złamałem swoją obietnicę, przepraszam, Harry.. Daj mi szansę.

To uczucie pożerało go od środka. To poczucie winy, bo to przecież jego wina, teraz przez swoje niezdecydowanie stał pod drzwiami chłopaka o bujnej kędzierzawej fryzurze, czekając aż wreszcie ten zechce otworzyć mu drzwi.
Chciał go zobaczyć. Tak długo nie widział tego nieziemsko pięknego spojrzenia. Te zielone oczy które przeszywały go na wskroś. Niebiański uśmiech, a gdy się uśmiechał policzki zdobiły dwa małe dołeczki. Wyglądał uroczo.
Nawet w tej chwili, gdy był załamany, wspominając każdy detal jego twarzy, uśmiechnął się. Tak właśnie, uśmiechnął się. Wspomnienia, które z jednej strony bolały starszego chłopaka, a z drugiej rozweselały w dużym stopniu tego znaczenia. Wszystkie słowa które wypowiedział, były tak szczere jak jeszcze nigdy. Nie pamiętał kiedy wyznał komukolwiek miłość w tak nietypowy sposób, na dodatek każde słowo było jak najbardziej pełne żalu, miłości i chęci bliskości drugiej osoby.
Westchnął głośno, powoli tracił nadzieję, że jeszcze ujrzy twarz.. twarz osoby która nadaje sens jego życiu. Niespodziewanie zacząć szlochać, tak po prostu szlochać. Ostatnie iskry jego nadziei gasły..

- Czuję, że nie chcesz ze mną rozmawiać. Jestem pewny, że stoisz przy drzwiach i słuchasz wszystkiego co mówię. Te 6 miesięcy sprawiły, że wreszcie zrozumiałem swój błąd. Pamiętasz dzień w którym odszedłeś? Tego samego dnia zerwałem z El. Dotarło do mnie, że to nie z nią chcę spędzić resztę swojego życia.. Management o nas wiedział.. ktoś.. ktoś mu doniósł. Przeraziłem się! Musiałem tak zrobić. Czemu mnie nie powstrzymałeś?! Przed utratą Ciebie? Przepraszam. Mogłem być z Tobą szczery od początku. Postąpiłem nieodpowiedzialnie! Podpisałem kontrakt z Eleanor by nasze życie było normalnie. Moje i Twoje. Czuję się głupio.. mówiąc do drzwi, Harry jeśli mnie słyszysz zapukaj 2 razy.

Chłopak kolejny raz westchnął, miał zamiar się już poddać. Zdał sobie sprawę, że już go nie odzyska, że to nie to, że czas się wycofać, ale coś go powstrzymało. Jego serce nagle stanęło, a zza drzwi wydobyło się ciche pukanie. Teraz? Teraz Louis odetchnął z ulgą, tym razem pewniej usiadł na zimnej posadce. Chciał znów zaczął się tłumaczyć, lecz znów mu przerwano.

- Odejdź. Idź.. Nie wracaj. Zostaw mnie..

To co usłyszał zabolało go. Bardzo, teraz to on został odtrącony. Był coraz bardziej wściekły na samego siebie, że zrobił to młodszemu chłopakowi. On cierpiał. Jego serce przez moment cieszyło się, że usłyszał jego głos, że ma szansę na to, żeby się pozbierać, ale nagle znowu jego świat się zawalił.

- Chcesz żebym odszedł? Naprawdę chcesz, żebym zniknął, na zawsze? Harry zostawiłeś mnie. Ja do tego doprowadziłem. Przepraszam.. Gdybym wiedział jak to się potoczy. Że odejdziesz.. Zrobiłbym wszystko byś został. Nie chciałem byś odchodził.. byś uciekał.

Wyjęczał pod nosem, czując już jak jego oczy powoli zaczynają łzawić.
Czy to miało znaczyć koniec? Koniec jego? Nie chciał żyć bez loczka. Nien nie to, że nie chciał. Nie potrafił. Te 6 miesięcy było udręką, która przemieniła się w depresję, właśnie tak. Nigdy nie miał problemów ze sobą. Zawsze się ze sobą rozumiał, a teraz? Ciągle się sam o to pyta, ale on dobrze zna odpowiedź, tylko boi się do tego przyznać, boi się sam sobie odpowiedzieć na to jak skrzywdził osobę tak bliską jego sercu. Kolejne strugi łez spłynęły po rozgrzanych policzkach.

- Nie, Lou.. Ty tego chciałeś. Pamiętam dzień w którym odszedłem. Pamiętam go doskonale, tak samo jak pamiętam dzień wcześniej. Wtedy się to stało. Znowu mnie zawiodłeś. Na każdym kroku robiłeś wszystko by 'Larry'ego' nie było. Dałem Ci wybór.. - załkał zielonooki. - Czekałem, aż wreszcie coś z siebie wydusisz, nic nie powiedziałeś, pamiętasz? A to znaczyło tylko jedno, że muszę odejść. Że chcesz być sam. Ja to tak odebrałem, mimo, iż nie miałeś tego na myśli, tak czułem. W tym momencie chcę żebyś mnie zostawił, tak ja Ciebie, bo tak miało być. Nie chciałeś i chciałeś tego jednocześnie, Lou.

Usłyszał go.

Znowu.

Przez drzwi.

Jego imię, w ustach Hazzy brzmiało tak..tak idealnie.

Słowa loczka zabolały go jeszcze bardziej niż wszystko inne.

Miał rację.

Chciał.

Oszukiwał się tyle czasu.

Zwalał winę na innych.

Sam był wszystkiemu winien.

Mógł uważać.

Pomyśleć.

A czy głupi Louis myśli?

Skoro jest głupi, to nie myśli.

Nie myślał.

Dopóki nie poczuł straty jedynej najważniejszej rzeczy w jego życiu.

Harry Styles.


- Harry, to nie tak. Chciałem poukładać sobie to wszystko w coś sensownego. Nie dałeś mi wtedy szansy! Uciekłeś! A ja Ci na to pozwoliłem. Nie chciałem zmuszać Cię do trwania przy mnie, dlatego Ciebie nie szukałem. Żyłem z nadzieją, że któregoś dnia wrócisz i będzie jak dawniej. Przeliczyłem się. Śniłeś mi się praktycznie co noc, a to znaczyło, że cholernie tęsknie. Ukazywałeś mi się. Byłeś zjawą. Z tęsknoty zwariowałem. Ćpałem. Piłem. Okaleczałem się. Teraz proszę o to głupią szansę, którą zmarnowałem tamtego dnia.

Pękło mu serce słysząc łamiący się z każdym wyrazem głos przyjaciela.
Przyjaciela?
Mógł go jeszcze tak nazywać?
Nie widzieli się tak długo, a on nadal trzymał go na dystans. Bał się, bał się, reakcji gdy go zobaczy. Im dłużej czekał, tym bardziej miał ochotę wyrwać drzwi z zawiasów i spojrzeć w te niebiesko-szare tęczówki, które znał na pamięć. Ta potrzeba by go ujrzeć była silniejsza. Zrobił to. Powoli złapał za klamkę i otworzył drzwi. Drzwi do swojego serca? Chyba tak. Starszy chłopak nie spodziewał się takiego czynu ze strony młodszego, co go ucieszyło.
Mógł go zobaczyć. Stał w progu, podpierając się o framugę drzwi. Patrzył na niego. Wpatrywał się jak w obrazek. Nie zrobił nic, po prostu patrzył. Czuł, ze musiał go zobaczyć. Czuł się winny wszystkiemu co się stało. Ale przecież mógł go zatrzymać, wystarczyły dwa słowa. Stchórzył.. On tego nie zrobił, dał mu odejść co bolało jeszcze bardziej.

- Ha-Ha-Harry… - wydukał speszony, zmienił się. Zmężniał, na jego niegdyś gładkiej twarzy pojawił się delikatny zarost.

Dojrzał, wydoroślał, Pomyślał Lou. Zaś on sam się staczał.

- Ko- kocham Cię..

Padł na kolana, pierwszy raz wypowiedział te słowa na głos. Nie w myślach.
Na głos, prosto w twarz miłości swego życia.
Jego szloch zmienił się w histeryczny płacz. Po raz kolejny zrozumiał jaki błąd popełnił. Chłopak którego darzy głębszym uczuciem wreszcie dojrzał, czego on nie potrafił zrobić przez te pół roku. Poddał się rozpaczy swojej bezradności, wracał do niego w snach.. Nigdy realnie, a te sny z nocy na noc stawały się straszniejsze i prawdziwsze. Stawał przed nim ze łzami w oczach, szepcząc jak bardzo go kocha, a jednocześnie nienawidzi za swój czyn, za jego czyn, za ich czyn. Za ich tchórzostwo. Oboje byli winni, prawda? Bo żaden nie zrobił pierwszego kroku. No dobrze Lou zrobił, według niego zdecydowanie za późno. Ale to oznaczało, że wciąż się nie poddawał, a były takie momenty gdzie pragnął odebrać sobie życie z powodu braku siebie. Jego dusza odeszła, tak?

Mało brakowało, by sam Harry popadł w rozpacz, to uczucie powoli zabijało go od środka. Kochał Louis’ego bardziej, nawet jeśli usłyszał te dwa słowa dopiero teraz..
Może tak miało być? Musieli oboje zrozumieć jak siebie kochają, jak bardzo są sobie pisani. Takie było ich przeznaczenie, bo jak wytłumaczyć to w inny sposób? Miłość jaką do siebie darzyli była inna.. Zdecydowanie inna, ale nie dziwna. Wręcz piękna, bo rzadko kiedy spotyka się tak dobranych do siebie ludzi, którzy patrzą na siebie z takim uczuciem, pożądaniem, delikatnością. To było coś, czego brakowało w  wielu związkach, ale nie w ich.
Ich związku nie było.
Nie oficjalnie, ale w głębi duszy chcieli budzić się w swoich ramionach co rano i zasypiać co noc. Tym razem nie pozwoliliby na rozpad, na ten stan. Walczyliby.

- Twoje marzenie się spełniło, Lou. 

 Wyszeptał Harry, chcąc podnieść go na duchu. Przykucnął przy chłopaku i objął go delikatnie swych ramieniem, bojąc się tego, jak kruchy stał się jego ukochany. Starał się  nie zamartwiać w takiej sytuacji, chciał się nią cieszyć, bo tak to jest gdy miłość sobie przeznaczona, wreszcie może się stać silniejsza niż kiedykolwiek. Odbudowywana na nowo, by wzmocnić ich więź. To było to. Ich czas. Starszy chłopak wtulił się w młodszego.
Czuł się bezpieczny, kochany. Wreszcie mógł czuć się potrzebny, jego chęci do życia wracały i to dzięki temu głupiemu incydentowi. Musiał dojrzeć do tego, iż kocha go całym sobą.
Uśmiechnął się poprzez łzy, już drugi raz tego dnia. Ich oczy się spotkały, Harry ujął jego podbródek.

Zatracił się w jego spojrzeniu. Oczy Tomlinson'a wydawały się głębsze niż dotychczas. Louis poczuł się wreszcie pełny, on wypełnił jego pustkę. Opuszkami palców sunął po zaroście 19-latka. Dłońmi przejechał po jego policzkach, coraz głębiej wpatrując się w tęczówki zielonookiego. Tym razem ujął je delikatnie, wpatrywał się z fascynacją.
To cały jego świat. Harry to jego świat.
Podparli się o własne czoła, z uśmiechem nadal przyglądając się ruchom drugiego. Nadszedł moment w którym miało się to stać. Ich twarze zbliżały się coraz bardziej. Powieki się przymknęły, zasłaniając sobą iskrzące się tęczówki od radości, która ich rozsadzała.
 Ostatnie milimetry..
Oddechy się mieszały, delikatnie łaskotały ich twarze. Miała to być magiczna chwila, no i była. Ciepło po ich ciałach rozlało się momentalnie, gdy wargi złączyły się w całość. Idealnie do siebie pasowały. Delikatnie wargi, w czułym pocałunku. Tak nieśmiałym. Różnił się od wszystkich innych, które składali na swoich wargach przed burzliwym rozstaniem. To zdecydowanie najlepszy pocałunek jego życia. Louis’ego cieszył fakt, iż codziennie będzie mógł się nim rozkoszować na nowo. Bo w końcu..

Odbił się od dna.

Żył.

Funkcjonował.

Był kochany.

Kochał.

Pragnął.

Jego również pragnięto.

Pustka została wypełniona.

Bo Harry wciąż go kochał.

Nawet mocniej niż poprzednio.

Co z tego, że świat się dowie.

Co z tego?

Mają siebie.

I będą mieli.

Bo taki już ich los.

Przeznaczenie.

Miłość.

Ból.

Cierpienie.

Szczęście.

Uniesienie.

Upadek.

Wybicie.

Wszystko było im pisane..

Bo najpierw trzeba coś stracić, by to docenić. 

Żeby odzyskać, trzeba się zmienić.